sobota, 24 maja 2014

Rozdział 34


***Louis***

  Violetta w końcu wyszła ze szpitala. Mówią, że jej się polepszyło, ale mamy bardzo uważać. Wyjazd na Nową Zelandię jest już opłacony. Wszyscy spakowani. Villi bardzo ucieszyła się na wieść, że wyjeżdżamy na 2 tygodnie w tak piękne miejsce.
  Właśnie zabierałem bagaże, kiedy ktoś złapał mnie od tyłu i położył swoje dłonie na moim brzuchu. Viola...
- Cześć kochanie...teskniłam...
- Ja też, słońce...
- Mogę liczyć na buzi?
- Haha, pewnie tylko spakuję te rzeczy i już jestem cały twój.
- Będę czekać... - wziąłem torby, włożyłem je do mojego nowego auta - Range Rovera. Następnie wziąłem rękę mojej kruszynki, przyparłem ją do samochodu i namiętnie pocałowałem. Nie powiem....cholernie teskniłem...
- Jak dobrze znowu u Misia...
- O tak...jak dobrze czuć ciebie przy sobie kotku...Tydzień bez ciebie to jak tydzień bez jedzenia - cierpienie.
- A tak właściwie to czemu tam jedziemy?
- Em...no wiesz...wypoczynek się wszystkim przyda. Wiele przeszliśmy.
- A co z pogrzebem ojca?
- Naprawdę chcesz na nim być? Możemy mieć pośredników.
- Zróbmy tak. To był potwór...
- Mama ci wszystko mówiła?
- Tylko o tacie....
- Czyli wszystko. - Tommo, ogarnij dupe, bo prawie wypaplałeś o Valerie. Swoją drogą...ciekawe kiedy przyjedzie do Anglii.
- Możemy już jechać tatuś?
- Oczywiście córciu. Już jedziemy. Mama? Wszystko zabrane? Bo wracać nie będziemy.
- Tak jest, szefie! - no i pojechaliśmy.

***W drodze***

  Samolotem leci się rzec można, epicko. Stewardessy ładne, ale zajmują się pracą, a nie kręceniem dupy przed moim narzeczonym. I tak ma być! Jedyną wadą jest to, że jest bardzo nudno, bo niewiele można robić.
  Na samym początku Chloe rysowała, potem poduczała się czytać, a teraz śpi. Tommo najpierw czytał książkę pt. "50 twarzy Greya", haha! Romantyk jeden się znalazł. Teraz po prostu gapi się w sufit samolotu. A ja? Ja grałam w jakąś grę na telefonie i czytałam "Seventeen". W sumie nie powinnam już tego czytać, bo nie jestem już typową nastolatką. W końcu mam 20 lat... eh... co tu robić jak leci się jeszcze całą noc, a mamy dopiero 15:55? Idę spać. Oparłam się o Louis'a, on mnie przytulił, pocałował w czubek głowy i zasnęłam.


  Obudziłam się o 1 w nocy. Coś długo spałam. Chloe spała jak kamień, inni pasażerowie zresztą też. Lou też spał, wyglądał tak słodko! Tak słodko, że go pocałowałam. Nie chciałam go budzić, więc tylko w policzek. Ale i tak mój książę się obudził.
- Kochanie, śpij.
- Już nie chcę... niewygodnie tutaj jest.
- Musisz wytrzymać jeszcze kilka godzin.
- A dasz buzi? - dostałam to co chciałam. Pocałunek trwał dobre pół minuty. Trwał by dłużej, ale powietrze jest do tego niezbędne.
- Tęsknię za tobą Lou... kiedy zobaczę cię w łóżku?
- Jeszcze dziś. Ale nie nago kochana... nie zrobimy tego dopóki się nie urodzą maleństwa.
- Ale Lou...od czego są kon^omy?
- Pogadamy na wyspie...
- Lou!
- Nie rozmawiam z tobą o takich rzeczach  w takim miejscu, zrozumiano?
- Tak tato...
- Jestem aż taki stary? Hihi...
- Tak stary dziadzie.
- Foch Forever...
- A całusa chcesz?
- Tak Gwiazdko.
- To rozmawiaj ze mną jak z kobietą swojego życia.
- A tak nie jest?
- Rozmawiasz ze mną jak z córką, która przechodzi bunt!
- Violu, idź spać. Porozmawiamy o kondo^ach jutro...
- Dobranoc.
- Dobranoc. - Witaj śnie! Powracam.


- Mamo wstawaj! Już jesteśmy!
- Co? Ile spałam?
- Dobre 10 godzin.
- Lou. Weź walizki swoje i małej, ja wezmę swoje.
- Może...
- Nie. Wezmę sama.
- Okey, niech ci będzie.


***W hotelu***

- Wow! Załatwiłeś hotel pięciogwiazdkowy?! Louis! To musiało kosztować...
- Mało. Spokojnie, nie przepłaciłem.
- Oby. Który pokój nasz?
- Najdalej oddalony, żeby nie było słychać muzyki z basenów i ośrodka.
- Ok. - kiedy dotarliśmy do pokoju, nie wierzyłam, że jest nasz! Przestronne pomieszczenia, a nie pokój! To była po prostu oddzielna willa! Piękna, nawet skromna jak na willę. Weszliśmy do środka i.... WTF?!?!
- Co wy to robicie?! Mama??? Co to za dziewczyna?
- Córeczko. To Valerie, twoja siostra.
- Ale ja nie mam siostry!!!


______________________________________
No to... Hmm... co tu wiele mówić. Trochę krótki, dlatego, że w następnym będzie się działo. Jest rozdział, bo było 10 komentarzy. Powiem co myślę o tych komentarzach... wydaje mi się, że 2 ostatnie są od jednej osoby... poza tym chyba 5 komentarzy jest o tym samym. Dziewczyny!!! Nie piszcie aż tak skrótowo! Nie każę wam pisać recenzji xD, ale wysilcie się trochę... Ale poza tym jestem zadowolona, bo rozdział przeczytały...uwaga, uwaga....84 osoby!!!/ Lady Blues

   10 KOMENTARZY = ROZDZIAŁ 35

wtorek, 13 maja 2014

Rozdział 33


***Oczami Louis'a***

  Widząc niepewność i strach w oczach mojej ukochanej, wziąłem za rękę "mamusię" i wyszedłem z nią z sali, na której leżała Viola. Wiem, co zrobiła mojej kruszynce, jak miała te kilkanaście lat. Ja rozumiem, że życie jest trudne, ale opuścić córkę, kiedy dorasta? Masakryczna głupota... Znam Violettę i wiem, że szybko wybaczyć, to nie wybaczy.
- Mogę wiedzieć, co pani tu robi?
- Kim pan jest?! Kim jest ta dziewczynka?! Czy to córka Violetty?!
- Jestem przyszłym mężem pani córki. Chloe to moja córka. Co do naszych dzieci....nie musimy ich planować, bo będzie ich gromadka.
- O mój drogi Boże....jak ona się zmieniła...moja córunia...ma dopiero 20 lat...mam nadzieję, że dobrze wybiera...jak masz na imię?
- Louis. Louis Tomlinson.
- Clara Ann Charms, miło mi.
- A mi tak właśnie nie za bardzo...wie pani co przeszła przez pani odejście Viola?!
- Wiem, że to zabrzmi bardzo głupio i tuzinkowo, ale....nie miałam innego wyboru.
- Już to słyszałem...
- Mogę ci wszystko powiedzieć. - popatrzyłem w szybę dzielącą mnie i moją ukochaną oraz córkę. Pokazałem palcem w stronę wyjścia. Zrozumiała. Tak mi się wydaje. Przyglądała się swojej matce jak w obrazek Maryni. Przeprowadziłem moją przyszłą teściową po schodach, aż znaleźliśmy się na placu przed szpitalem. Tam usiedliśmy i wsłuchałem się w historię Violi, jej matki i ojca. Nie powiem...nie spodziewałem się, że wina nie była pani Charms, tylko....ojca...!

***Wstęp do wspomnienia***

  Niby szczęśliwa rodzina. Matka, ojciec i córka. Wszystko super. Nie dosyć, że wesoło to bogato. Zarobek ojca na miesiąc wynosi pół miliona dolców. Skąd tyle kasy? Rodzinna firma zajmująca się sprzedażą domów. Ze względu na to, że pan Charms tyle zarabiał jego małżonka nie musiała pracować. Zresztą nie mogłaby jak...nie miała żadnego doświadczenia. Może poza tzw. "dawaniem dupy". I tu pojawia się informacja, jak rodzice małej Violetty się poznali...tu dopiero zaczyna się historia...


***Wspomnienie***

  Młody biznesmen liczący zaledwie 20 lat nie chciał nigdy kobiety na stałe, ale kiedy poznał pewną 18-latkę i zakochał się na zabój. Kim była owa dziewczyna? Niestety... los jej nie sprzyjał...była zmuszoną do dziwkarstwa prostytutką. Urzekła go swoją urodą i tym, że nie miała pieniędzy. Chciał jej pomóc. Najpierw ją "odkupił" od szefa dziewczyny, a potem się jej oświadczył. Najpierw nie chciała się zgodzić mówiąc, że zmarnuje mu życie, ale on nawet nie chciał tego słuchać. A więc....byli małżeństwem 14 lat...potem pan Charms ją zdradził, a następnie porzucił mamę Violi. 12-letnia wówczas dziewczyna nic nie wiedziała i kiedy Clara Ann odeszła myślała, że to jej wina.

                I myśli tak do dzisiaj....

***Oczami Louis'a***

- Czyli ojciec Violetty przez całe 8 lat oszukiwał moją narzeczoną?! Co za sku^^^syn....
- To był dobry człowiek...pomógł mi...Emmie też pomógł...w ten sam sposób co mi....
- I pani to tak po prostu przyjęła ze spokojem?!
- Po pierwsze bądzmy na "ty" ,a po drugie oczywiście, że byłam na niego wściekła, ale kochałam go ponad życie. Chciałam, żeby był szczęśliwy. Gorsze było to, że zabrał mi moją córkę...
- Jedyną córkę...
- Widzisz...najlepsze jest to, że nie jedyną...
- Co proszę?! Viola ma rodzeństwo?
- Tak. Valerie ma 18 lat i mieszka w Miami.
- Ale Viola nic mi nigdy nie mówiła!
- To jest bardziej skomplikowane niż myślisz...ojciec Violi nie był ojcem Valerie. Zdradziłam męża wcześniej niż on mnie. Kiedy byłam chyba w 3 miesiącu zauważyłam, że rośnie mi brzuch. Poszłam do ginekologa i moje obawy potwierdziły się....uciekłam od rodziny, żeby się to nie wydało. Viola była mała, dlatego nic nie pamięta. Zostawiłam Valerie u kochanka, kiedy już odstawiłam mleko. Valerie miała tak około 6 miesięcy. Steven - mój kochanek zrozumiał i odwiedzałam córkę codziennie, kiedy Viola była w przedszkolu, szkole....potem ojciec Violetty się dowiedział i powiedział, że mam się wyprowadzić. Jak się w sądzie okazało miał kochankę od roku. Ze mną gorzej....ja miałam od 10 lat. Po tym związałam się ze Steven'em ,byłam jego żoną kilka lat, ale niestety zginął 2 lata temu w wypadku samochodowym....no to...wszystko już wiesz....tyle nawet Viola nie wie.
- A ta Valerie?
- Tak?
- Czemu wyjechała?
- Ojciec zmarł, a ja zgodziłam się, żeby robiła karierę. Została modelką. Zgodziłam się tylko dlatego, że chciałam, żeby spełniała marzenia.
- Mam coś mówić...
- Nie. Sama jej powiem, ale jeszcze nie teraz. I dziękuję, że mnie wysłuchałeś Louis. Cieszę się, że moja córka ma takiego świetnego faceta.
- Dziękuję...niech pani pójdzie do Violi, a ja zabiorę małą.
- Moment! Ile masz lat???
- 21, a coś się stało?
- Chloe jest adoptowana?
- Nie. Jestem jej biologicznym ojcem.
- Ale....jak...ta dziewczynka nie ma 3 lat...ona ma co najmniej 8...
- Już 7 lat.
- Eee...
- Długa historia. Proszę popytać Violę.
- Dobrze. Odeślę Chloe, niech pan poczeka na korytarzu.
- OK.- Poszliśmy do szpitala i po chwili wyleciała z niego moja córka.
- Cześć tatku. Długo was nie było...
- Przepraszam kochanie. Wynagrodzę ci to.
- Jak?! Jak?!
- Co powiesz na lody?
- Super!!!

***Jakiś czas później***

- Poproszę 2 razy po 2 kulki.
- Jakie smaki?
- Chloe?
- Em... czekolada i truskawka.
- A ja poproszę melon i arbuz.
- Proszę bardzo.
- Dziękujemy. Ile płacę?
- 6 dolarów. Do widzenia.

- Tato? Co teraz?
- Idziemy do domku i obejrzymy jakiś fajny film. Ty wybierasz.
- No to...może...co powiesz na...Hmm..."O północy w Paryżu"?
- A ty co? Romanse od 12 lat oglądasz?
- A czemu nie?
- Niech ci będzie... - przechodziliśmy właśnie obok Biura Turystycznego. Zobaczyłem kilka ofert i nagle stanąłem jak wryty. "Plan czas zacząć". Dawno to planowałem, ale teraz można to w końcu zrobić. Wyjadę z Villi i Chloe na małe wakacje, na których...ha! Niespodzianka!
- Chloe, jedziemy na wakacje.
- Ale super! A gdzie?
- Co powiesz na...Nową Zelandię?!
- Wow!!!
- Nic nie mów nikomu. Nawet mamie.
- Dobrze. Aha. Mama jest oficjalnie moją mamą.
- Cieszę się. To chodź, bo już jesteśmy na przystanku autobusowym.
- Jedziemy?
- Nie chcę słuchać twojego stękania, że bolą cię nogi.
- Obiecuję, że nie będę!
- No dobra...zobaczymy. - "Nie wierzę w to, haha".


        10 KOMENTARZY =  ROZDZIAŁ 34

sobota, 3 maja 2014

Rozdział 32

  Czuwał nad nią jak spała. Chciał, żeby czuła się bezpieczna... w końcu życie gangstera jest pełne niebezpieczeństw. Trzeba przyznać...był dla niej jak prawdziwy ojciec. Może stworzą szczęśliwą rodzinę? Może się uda? Ale co musi zrobić, żeby rodzina była szczęśliwa? Już wiedział...o tym marzyła Villi...o tym, żeby byli normalni, żeby...żyli jak inni. Musiał to zrobić...dla niej.
- Violetto... - szepnął - rezygnuję z gangu dla ciebie...abyś była bezpieczna... - i żeby nie zbudzić dziewczynki, po cichu wymknął się z pokoju. Jest 21:00...trzeba zadzwonić do Zayn'a...
- No cześć, dawno się nie widzieliśmy!
- Tak, tak...zaledwie od dwóch dni.
- Co chcesz od DJ Malik'a?
- Jest sprawa, ale to nie rozmowa na telefon. Musisz do mnie przyjechać.
- Ale....
- Jest u mnie zaledwie 7-letnia dziewczynka, więc nie ruszę się z domu. Powtórzę...
- Nie musisz, będę za 20 minut.

***Po jakimś czasie***

- Dzięki Tommo, ale czy jesteś pewny? Ja tą posadę przyjmę z przyjemnością, ale czy to nie była pochobna decyzja? Przemyślałeś to?
- Tak. Bowiem zakładam rodzinę. Ale mam prośbę.
- Mianowicie?
- Jeśli będę potrzebował pomocy będę przychodził do ciebie, więc...
- Z chłopakami będziemy zawsze ci pomagać. Ja też mam prośbę...
- Jaką?
- Chciałbym z chłopakami być na twoim ślubie.
- Jest to wskazane - uśmiechnąłem się. - Ale ojciec chrzestny będzie tylko jeden.
- Wybierzecie jak będziecie uważać. Ja lecę, bo Perrie narzekać będzie...
- Masz dziewczynę?!
- A mam...i to nie na jedną noc stary...
- Szacuneczek Zaza, a inni? Też mają?
- Liam chodzi z jakąś modelką, Sophie. Harold z jakąś Alexis, a nasz Niallerek chodzi z Olivią Chachi Gonzalez!
- No to się ustawiliście, hahaha. Znajome to imię Perrie...czyżbyś chodził z członkinią Little Mix?
- A, tak....
- No, Malik, jestem pod wrażeniem. Życzę wam wszystkim powodzenia. Jak będą jakieś problemy to dzwoń.
- Jesteśmy w kontakcie. - męski uścisk dłoni i tyle było po spotkaniu. Wybiła północ, trzeba by pomyśleć o spaniu...

<Następny dzień>

***Violetta***

  Dobrze, że wczoraj Lou nie pojawił się z Chloe, bo było ze mną coraz gorzej. Lekarz powiedział, że wyglądam jakbym miała umrzeć. Co ze mną jest nie tak?! Było przecież już dobrze...rozumiem, że jestem młoda, ale bez przesady! Nawet 13-latki rodzą i są zdrowe! Coś musi być nie tak... Doktor mówił coś o jakiejś chorobie...ale nazwy dziwniejszej nie słyszałam... Nic Louis'owi nie powiem...znowu go okłamię, jak wtedy z tą ciążą, no ale nie może się denerwować, w końcu wszystko będzie dobrze, prawda?...
  Kiedy moja przyszła rodzina przyszła poczułam się lepiej i nie miałam zawrotów głowy, jak wczoraj. Rozmawialiśmy o moim samopoczuciu, o wakacjach, które zbliżają się wielkimi krokami, o szkole, do której chcemy zapisać Chloe, nigdy nie widziałam jej tak uśmiechniętej.
  Nagle przyszedł lekarz z wiadomością, że mam gościa. Zdziwiło mnie to. I to bardzo...kto to mógł być. Hm...nie miałam bladego pojęcia, więc pozwoliłam tej osobie wejść.
- Córeczko!!
- Eee...mamusia?!

_______________________________
Czy ja to kurde piszę dla sb?! Nie! To czemu były 4 wasze komentarze?! Bez przesady. Kiedyś było ich 14! Ze statystyk wynika, że wcześniejszy rozdział przeczytało ponad 30 osób, więc o co loto?! Nie ma.../

         10 KOMENTARZY = ROZDZIAŁ 33