środa, 27 listopada 2013

Rozdział 6

- Chloe...proszę. Chodźmy do domu. Padam na twarz...i wogóle wszystko mnie boli...proszę! Zlituj się!
- Nie!! Jeszcze na to! - wskazała na diabelski młyn
- Ale obiecasz, że to ostatnie?
- Hmm...zastanowię się...
- Ostatnia atrakcja albo idziemy!
- No dobrze...niech będzie... - ustawiłyśmy się w kolejce i czekałyśmy, można powiedzieć, że na zbawienie, na które nie musiałam długo czekać. Usłyszałam swoje imię i Chloe, która się uśmiechnęła. Czyżby Louis? Nie myliłam się...stał przede mną we własnej osobie.
- Hej! Wy też na diabelski młyn?
- Tak - powiedziałam z uśmiechem. - To może pojadę z wami? Jeśli to nie sprawia problemu? - poczułam szarpanie za dłoń i "proszę" Chloe, więc się zgodziłam.
  Po 10 minutach stania w kolejce mogliśmy wejść do kabiny. I teraz sobie uświadomiłam, że jestem głupia...przecież mam lęk wysokości i mam prawie klaustrofobie w jednym! Mimowolnie weszłam, a kiedy ruszyliśmy stanęłam jak wryta po czym zsunęłam się na dół kabiny. Bałam się jak cholera co zauważył kto? Tomlinson!
- Wszystko ok?
- Nic nie jest ok...mam dwie choroby w jednym! Boję się wysokości i ciasnych pomieszczeń!! - zaczęłam ryczeć przy nim. Chloe oglądała widoki, więc mało ją interesowała moja osoba. W sumie dobrze...ale to co zrobił on? No tego się już nie spodziewałam!!! Włożył swoją rękę pod moje nogi, drugą położył na moich plecach i mnie podniósł! Zaczęłam się wyrywać, kiedy szedł w stronę szyby.
- Zostaw mnie! Nieee! Proszę nie!!! - bałam się. I to bardzo...przytuliłam się do niego, a on się uśmiechnął pod nosem. Nie wiem czy mu chodziło, żeby mnie wkurzyć, czy po to, abym płakała w jego ramię...nieważne. Podszedł do szyby, a ja zrobiłam to czego się obawiałam...nie, nie rzygnęłam (hahaha) tylko powiedziałam:
- Proszę! Zgodzę się na wszystko o co poprosisz!
- Dobrze! - odsunął się od szyby, ale nadal mnie nie postawił na ziemię.
- Hmm...wiem! Zapraszam cię do kina!
- Ok. Kiedy?
- Co powiesz na następny piątek?
- Jasne! Do którego?
- Pomyślę i dam ci znać.
- Spoko. - po tych słowach myślałam, że mnie puści, ale nie, bo po co?
- Yghm...puścisz mnie?
- Hmm...nie.
- Nie ma! Przyjęłam zaproszenie, więc puszczaj!
- Zaproszenie przyjęłaś, ponieważ chciałem pokazać ci krajobraz, a masz fobię, więc zgodziłaś się na dosłownie wszystko co zapragnę. Ponadto zamierzam ciebie nieść do kiedy mi się to nie znudzi...czyli będę to robił długooooo...
- A jeśli zrobię coś nieładnego? - powiedziałam słodkim głosikiem.
- Zależy c....- kopnęłam go między nogi, ale nie trafiłam w jego krocze, bo moją noga nie sięgała dalej.
- Ty wiesz coś ty zrobiła?
- Taaak...zdenerwowałam Tommo...


***Louis***

  Walnęła mnie prawie w krocze!!! Za karę zarzuciłem ją sobie jak worek na plecy. Wyrywała się, kopała, biła pięściami w plecy...trzymałem ją nadal. Po chwili kabina została otwarta, bo już zdążyliśmy zjechać na dół. Wziąłem wolną ręką za rączkę Chloe i poszliśmy. Wszyscy ludzie gapili się na nas jak na idiotów. Wszystkie dziewczyny patrzyły na mnie z utęsknieniem. No...nie powiem. Powodzenie u dziewczyn miałem bardzo dobre. Weszliśmy do jej auta. Posadziłem ją na siedzeniu pasażera. Chloe posadziłem na foteliku, a sam usadowiłem się na miejscu kierowcy.
- A twój samochód?
- Przyszedłem tutaj.
- Aha. - po tym krótkim dialogu nikt się już nie odezwał.
  Wjechaliśmy na podjazd jej domu. Ona spała, a dziewczynka była zmęczona. Wysiadła z samochodu. Wręczyłem jej torebkę Violetty, a ona znalazła klucze. Otworzyła mieszkanie mówiąc, że idzie spać. Przytaknąłem i otworzyłem drzwi od strony, gdzie siedziała Viola. Wziąłem ją na ręce, zamknąłem nogą drzwi i zablokowałem samochód. Wszedłem do domu i poszedłem na górę. Zobaczyłem, że mała już śpi. Szedłem dalej korytarzem i znalazłem sypialnię. Pomyślałem, że to jej, więc wszedłem. Położyłem ją na łóżku. Zacząłem się zastanawiać czy rozebrać ją z wierzchnich ciuchów i po namyśle zdjąłem jej buty, bluzę i spodnie...miała piękne nogi! Ja pitolę...a jak się obudzi? Pomyśli, że zbok jestem!!! Odsunąłem się, ale nie mogłem się powstrzymać. Pocałowałem ją w policzek. Była taką piękną dziewczyną! I żaden jej nie chciał? Znała chyba samych debili...
________________________________
Głupi rozdział, alleluja, alleluja. Ale tak na poważnie. Jeśli to czytasz to skomentuj. Bo jeśli nie będzie komentarzy nawet z anonima, zrobię tak, że nie będę pisać i zawiesze bloga. Ja tylko ostrzegam...bo może kiedyś tak zrobię/ Lady Blues

Rozdział 5

***Violetta***

- Co tu się stało? Co jest takie ważne, że musiałam przyjechać?!
- Violu...ten sam przypadek co ostatnio...
- Znowu napad na bank i morderstwo w jednym?!
- Tym razem gościara od sejfu przeżyła, ale ochroniarzowi się nie poszczęściło.
- Hmm...w jakim stanie jest ta dziewczyna?
- Gorzej niż pobicie...
- Chcesz przez to powiedzieć, że...
- Tak...została zgwałcona...
- Jezuuu...coraz gorzej z tą bandą, która to wszystko robi!
- Czyli twoim zdaniem to jedna grupa przestępcza? W sumie...myślę tak samo.
- Co mam zrobić? Bo nie przyjechałam, żeby sobie pooglądać...
- Tak! Nie zdąrze tego zrobić sama, więc możesz zrobić połowę? - tu wskazała na 4 teczki, nie było to kuszące, ale praca to praca...
- Ok, jasne - nie no spoko...będę robiła jakieś gówno przez całyyyyy weekend! A nie! Połowę miałam przepisać na komputer do jutra! Świetnie! Wzięłam od niej teczkę z dokumentacją z dzisiejszego "wypadku"...
  Pędziłam przez ulice Londynu jak głupia! Zapieprzałam jak...Hmm...nieważne! Biegłam tak szybki jak mogłam. Byłam spóźniona na umówioną godzinę! Była już prawie 23:00!!! Tysiące myśli latało po mojej głowie...że Chloe coś się stało, że ją wywiózł, że...nie, nie. Nie zrobiłby tego!!! Wleciałam na podjazd pod moim domem i...zobaczyłam Louis'a - był zmęczony (Chloe każdego wymęczy) i na jego kolanach siedziała, a raczej spała moją malutka. On obejmował ją...jak słodko!!! Byłby świetnym ojcem...Cholera! Znowu te myśli...było zimno...więc szepnęłam:
- Hej...śpisz? - on jak poparzony prawie stanął, ale uspokoił się, kiedy mnie zobaczył. Chciał "podać" mi na ręce Chloe, ale oszepnęłam mu, żeby wszedł do domu i położył ją do łóżka. Zgodził się przytakiwając i wszedł za mną na schody prowadzące do drzwi od mojego domku. Otworzyłam je i weszliśmy do przedpokoju. Zdjęłam buty i wskazałam, żeby szedł za mną. Kiedy weszliśmy do pokoiku gościnnego położył małą delikatnie do łóżka wcześniej ściągając jej małe buciki. Zamknęłam cichutko drzwi i skierowałam się w stronę Louis'a, który schodził już po schodach. On chciał już iść, ale zagrodziłam mu ciałem przejście.
- Poczekaj! Ile płacę?
- Jak to płacisz? Za co? To była miła formalność! Lubię dzieci!
- Napewno? Zresztą się spóźniłam! - No może jedna rzecz...całus? - popatrzyłam na niego jak na idiotę, ale kiedy już zbliżyłam się do niego z uśmiechem on się zaśmiał i powiedział:
- Heh...tutaj - wskazał na policzek. Pocałowałam go tam, a on uśmiechnięty wyszedł z domu i wręczył mi jakąś kartkę. Potem wszedł do swojego auta i odjechał. Pomachałam mu i poszłam do mojego pokoju, w którym pracowałam. Położyłam na biurku wszystkie 4 teczki i zaczęłam przepisywać na komputer wszyściuteńko!
  Rano obudziła mnie chrześnica. Kiedy zasnęłam? Popatrzyłam na dokumenty i z zadowoleniem stwierdziłam, że wszystko zrobiłam. - Ciociu...zaspałaś...
- Co ty gadasz? Która godzina?
- Nie wiem...nie znam się na zegarku...
- No tak...zapomniałam...- spojrzałam na zegar wiszący na ścianie i prawie krzyknęłam! 8:25?!... - Chloe...chodź. Jedziemy do mojej pracy na chwilę. - zebrałam papiery, włożyłam je do torebki. Byłam ubrana, bo się nie przebrałam zeszłej nocy, ale poszłam jednak do łazienki się przebrać i umyć zęby. Powiedziałam młodej, żeby zrobiła to samo na co odpowiedziała, że zęby umyte, tylko pójdzie się przebrać (na szczęście potrafi). Wykonałam poranną toaletę, już się nawet nie pieściłam z makijażem. Zawołałam Chloe, ubrałyśmy obuwie i ruszyłyśmy na przystanek i złapałyśmy pierwszy autobus, który jechał do centrum. W czasie jazdy zadzwoniłam do Beth, która uspokoiła mnie mówiąc, że szefuńcio będzie za godzinę. Miałam czas, bo jechałam jeszcze 20 minut.
  Kiedy weszłyśmy do auli przy recepcji nie mogłam uwierzyć! Stał tam mój SZEF!!! Podeszłam do niego i podałam mu wszystkie teczki. On bez słowa je przyjął i powiedział, że mogę iść. Ja w ciszy odeszłam i wyszłyśmy na dziedziniec i spacerem wracałyśmy z Chloe do domu. Czekała nas długa droga, a mnie dodatkowo narzekanie Chloe. Pomyślałam i zdecydowałam się na powrót autobusem.
  Kiedy wkroczyłam na podjazd od mojej chaty, zobaczyłam mój samochód!!! A na schodach siedział Louis!!! Nie mogłam w to uwierzyć, ale ocknęlam się dopiero wtedy, gdy młoda z radosnym piskiem "wleciała" w ramiona chłopaka.
- Przywiozłem twój samochód.
- Tak wiem...dziękuję! - tym razem ja uszczęśliwiona rzuciłam się na niego i go pocałowałam (w polik). On i ja się zarumieniliśmy i pożegnaliśmy. Weszłam do przedpokoju i...pomyślałam, że jest weekend!
- Chloe! Gdzie chcesz iść?
- Do cyrku!
- Nie za zimno na cyrk kochana?
- Hmm...pojedziemy do wielkiego akwarium z dużymi rybami?
- Pewnie! To dajmy sobie półgodzinny odpoczynek i idziemy, ok?
- Super! - i pobiegła do "swojego" pokoju.

_________________________________
N-U-D-A!!!! Pewnie każdy kto to czyta tak myśli! Jak obiecałam next dziś rano :) / Lady Blues

poniedziałek, 25 listopada 2013

Rozdział 4

  Wtedy zadzwonił mój telefon.
- Halo?
- Violetta? Tu Elisabeth! Mamy mega ważną akcję!!!
- Ale co się stało? Gdzie ja zostawię Chloe?
- Nie wiem Violu...podaję adres ul..... - Ej! Beth!!! Ale...cholera...rozłączyła się... - co ja miałam teraz zrobić? Jest tylko jedno wyjście...
- Louis...wiem, że dopiero się poznaliśmy i wogóle, ale...podwiózłbyś Chloe o godzinie 22:00? Proszę...
- Jasne! Jaka ulica? - podałam mu szybko adres i rzuciłam się na siedzenie dla kierowcy mojego auta. Odpaliłam i...kur...przecież jeszcze nie był sprawny! - wysiadłam i skierowałam się w stronę najbliższego przystanku autobusowego.
- A ty gdzie? - dogonił mnie Tomlinson
- Muszę tam jakoś dojechać!
- Hmm....no to cię podwiozę!
- No...ok! Ale co z Chloe? Zdążysz?
- Pewnie! - nie mogłam mu nic powiedzieć, więc powiedziałam ulicę, która jest w pobliżu tej, na której coś stało...


***Louis***

  Trochę zdziwiło mnie jej zachowanie...kiedy ją odwiozłem na wskazane miejsce, ona wysiadła i pobiegła wcześniej dziękując za podwózkę. Nie odjechałem... siedziałem w samochodzie dopóki ona się nie oddaliła i miałem pewność, że nie wróci. Kiedy zniknęła za zakrętem wyjąłem moją komórkę i zadzwoniłem do moich kumpli.
- No hej Tommo! Co tam u cb?
- Konkrety - akcja się udała?
- Tak, ale są tu psy i...hmm...no - karetka.
- Przeżył? Czy tylko ranny?
- Z obserwacji wynika, że chyba przeżył.
- Ok...Zayn - gdzie reszta chłopaków?
- Harry obserwuje czy jesteśmy bezpieczni, Niall wmieszał się w tłum gapiów, a Liam jedzie już z forsą do cb.
- Jak do mnie? Jestem prawie obok was!
- Umawialiśmy się przecież, że zostajesz, a my przyjeżdżamy z kasą! No Louis!!! Ja rozumiem, że jesteś szefem, ale była umowa!
- Wiem! Ale musiałem odwieźć taką dziewczynę, która miała problem - zerknąłem na zegarek - i będę leciał, bo muszę pojechać po jej chrześnicę.
- Co tak się angażujesz? Zabujałeś się?
- Zayn...dać ci w ryj?
- Dobra, dobra Louis...muszę kończyć, bo chłopacy przyszli i będziemy się już zbierać...
- Ok. Zadzwoń do Liama, że już jadę.
- Spk. Acha...Tomlinson...
- Tak?
- Poznaj ją z nami.
- Zayn!! - on już się rozłączył, ale miałem wielką ochotę dać mu w tą buźkę, bo doprowadzał mnie do szału...!!! Ruszyłem w stronę mojego domu. Zastanawiałem się co powiedzieć takiej małej istocie? Że co? "Hej, jestem twoim wujkiem. Pojedziemy teraz do twojego domku. Ciocia nie mogła ciebie odwieźć, więc ja to zrobię"?!

________________________________
Sorry, że taki MEGA krótki i bez akcji, i taki nudny, i taki głupi...ale dostałam dzisiaj pierwszą pałę! Miałam sprawdzian...w tym tygodniu jeszcze 2, drugi jtr. Nwm, kiedy next...może się to przeciągnąć do może nawet piątku / Lady Blues <3

czwartek, 21 listopada 2013

Rozdział 3

  Jechałam z małą Chloe na zajęcia plastyczne. Dziewczynka była energiczna jak nigdy! Nie wiem z czego ona się cieszyła? Ja w jej wieku spaliłabym się na te wszystkie spojrzenia benkartów...No,ale to inne dziecię. Rozmawiałyśmy, kiedy poczułam nagle jak mną i Chloe rzuciło do przodu. Nic się nam nie stało, ale aucie owszem. Wyszłam z samochodu i nie mogłam w to uwierzyć! Jakaś dziwna czarna para wydobywała się spod maski... - Cholera! Głupi hebel! - kopnęłam w oponę z nogi i po chwili tego pożałowałam...poczułam taki przypływ bólu, że prawie się poryczałam...najgorsze było to, że musiałam zawieźć chrześnicę na zajęcia, a zaczynały się już za godzinę! Jeszcze gorsze było to, że byłam w połowie autostrady i nie zdąrzyłam usunąć się na pobocze... Nagle usłyszałam klakson, pomyślałam sobie, że pierwszy kierowca, który chce mi dać popalić...ale mimowolnie się uśmiechnęłam, bo ni z gruszki ni z pietruszki przede mną stał Bentley, w którym siedział niejaki Tomlinson! Trochę się cieszyłam, ale trochę zdenerwowałam. Przez głowę przeleciała mi myśl, że mnie śledził. No...ale po co miałby to robić? Wątpliwości odleciały tak szybko jak przyszły...wyszedł i stanął przede mną...Jezu...tylko nie to! Na szczęście mój rumieniec nie był widoczny...w końcu był już Październik - ciemno. - Czeeeeść... - No hej! Ty jesteś pewnie tą dziewczyną, z którą przedwczoraj rozmawiałem? - Taaaak...to ja...- ostatnie słowa wypowiedziałam ciszej, bo zauważyłam, że Chloe się na nas gapi...wiedziałam o co jej chodzi...co za dziecko... - z zamyśleń wyrwało mnie pytanie Louis'a: - Widzę, że coś z autem? - No...niestety...zadzwonię po pomoc drogową i będzie git...! - Nie mówisz z przekonaniem....- dopiero teraz zerknął w stronę mojego samochodu. Zobaczył Chloe, która zrobiła taką minę, jakby chciała powiedzieć "odwal się od mojej cioci!", chłopak oczywiście to zauważył i zaśmiał się pod nosem, i uśmiechnął się do 6-latki. Ona odwzajemniła uśmiech, a potem spojrzała na mnie i pokazała na swój nadgarstek. Najpierw nie mogłam zrozumieć o co jej chodzi, ale mnie olśniło! No pewnie! Czas! Spojrzałam na zegarek i pomyślałam, że jestem najgorszą ciotką pod słońcem! Przecież musiałam tam jakoś dojechać! - Jakiś problem? - Tak! I to duży! Moja chrześnica ma za niedługo zajęcia! - No to mam pomysł... - naszą rozmowę przerwał wielki hałas klaksonu. W tym samym czasie spojrzeliśmy za siebie. Tam zatrzymał się jakiś gość i krzyknął, że to autostrada, nie wirtualny Skype, a Louis, czego się nie spodziewałam odkrzyknął mu, żeby wypier...w chu....( i coś jeszcze...). Gostek wkurzony odjechał i dorzucił w ramach niespodzianki środkowy palec... - Hej, bez takich! Ja tu mam malutką dziewczynkę, która chłonie każdy wyraz jak gąbka! - Ok, Ok sorry. Chcę ci pomóc. Mam w samochodzie pasy i liny. Mogę twój samochód "wlec" za sobą. A wy będziecie jechały ze mną. Odwieziemy tą dziewczynkę - tu wskazał Chloe - i pomogę ci z tym - tym razem pokazał na maskę mojego autka. Byłam sceptyczna, co do jego propozycji, ale się zgodziłam. Na szczęście zdążyliśmy!!! Nawet z zapasem 10 minut...! Chloe miała teraz 2 godziny zajęć, więc musiałam do tego czasu pomyśleć o naprawie samochodu, chociaż i tak nie byłby sprawny w 2 godziny...no...i jeszcze środek transportu na powrót do domu, bo mój skarb miał u mnie nocować przez tydzień, bo moja szanowna siostra pojechała do Ameryki. Ta to miała życie! A ja śleczę tu, w Londynie... - Dziękuję ci bardzo, ale ja zadzwonię po tego mechanika... - Nieee...znam się na tym... - W to nie wątpię, ale... - Nie ma "ale", tylko naprawię ci tego grata! - Tylko nie grata! To jest mój... - spojrzałam na samochód marki Peugeot - to mój Lion... - po tych słowach Louis śmiał się jak opętany...poryczał się ze śmiechu... - ja nie byłam taka zadowolona... - zranił uczucia mojego Lionka...!!! - Co cię przepraszam śmieszy?! - Jaka nazwa...sorry, ale dla mnie ten Bentley to po prostu Bentley... - HA HA...bardzo fajnie - wyjmowałam telefon, żeby zadzwonić po tego zawodowca, ale kiedy chciałam wpisać numer, poczułam jego oddech na swojej szyi. Odwróciłam się i spojrzałam zdziwiona na jego twarz...a on po prostu...zabrał mój telefon? Co jest? - Hej, hej! To moje! Oddaj! - on miał to gdzieś i po prostu coś tam wpisał...co nie wiem, ale po chwili oddał mi telefon i podszedł do garażu. Włączył jakiś guziczek i otworzył się przede mną świat samochodów. Przed moimi oczami pojawiło się 5 samochodów i jakaś skrzynia, do której podszedł Louis. Otworzył wieko i wyjął jakąś skrzynkę, chyba z narzędziami. Wziął ją ze sobą i podszedł do maski Peugeot. Otworzył ją i chwilę odoczekał aż ten wcześniejszy dym wywietrzeje. Kiedy tak się stało zabrał się do pracy. Rozmawialiśmy przy tym. Przedstawiliśmy sobie (prawie powiedziałam mu, że wiem jak ma na imię) i trochę się poznaliśmy. Kiedy padło pytanie "kim jesteś z zawodu"i "gdzie pracujesz" trochę się speszyłam, ale powiedziałam mu, że prowadzę kwiaciarnię (co jest na szczęście prawdą). Kiedy ja spytałam go czym się zajmuje, zauważyłam zdenerwowanie u niego. W końcu powiedział, że zajmuje się samochodami. Nie uwierzyłam, ale przynajmniej trochę się o nim dowiedziałam...potem padło to pieprzone pytanie, którego się obawiałam najbardziej... - Masz chłopaka? - Nie. Tak szczerze to nigdy nie miałam... - po co ja mu to mówię...Nom...ale było to prawdą...niestety...
_______________________________
Przepraszam za taki głupi i nudny rozdział, ale najpierw nauka, potem matka mi z niewiadomych mi przyczyn zabrała komórkę, a właśnie ja zawsze piszę w notatkach...no, więc dodałam ten jak najszybciej, bo mi przyjaciółki dupę zawracały, że nie dodaję... jeśli ktoś to w ogóle czyta to komentarze mile widziane. Nawet z anonima...nwm, kiedy next./ Lady Blues <3




niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział 2

  Wracałam do domu w deszczu. Jednak ten dzień był ostatnim dniem ładnej pogody...nie chciało mi się wracać do biura, więc od razu skierowałam się na autostradę. Jechałam 100 na godzinę, kiedy znak obwieścił, że centrum Londynu będzie za 3 kilometry, więc zjechałam na pas, który prowadził na obrzeża centrum i po następnych 20 minutach parkowałam samochód w garażu. Po pół godzinie byłam już umyta i mogłam iść spać. Była dopiero 21:00, ale byłam bardzo zmęczona po długiej jeździe. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam, bo obudziłam się, kiedy było już jasno. Spojrzałam na budzik stojący na stoliczku nocnym, który pokazywał godzinę 8:00!!! Jestem spóźniona do pracy! Nie wyrobię się w godz.! Zerknęłam w stronę budzika poraz drugi i z ulgą stwierdziłam, że się myliłam...na szczęście była dopiero 7:00, a pracę zaczynam od 9:00. Stwierdziłam, że ostatnio jestem rozkojarzona, bo jak sobie uświadomiłam rzeczywiście miałam zapisać chrześnicę na jakieś zajęcia artystyczne. Obiecałam jej to już na nowy rok szkolny, ale jakoś zapomniałam...sięgnęłam po telefon, który znalazłam też na stoliczku nocnym. Napisałam SMS-a do Chloe, że znalazłam już tą pracownię, a po 5 minutach, które nadal spędziłam w łóżku, dostałam odpowiedź: " Dzięki ciocia! Ty to zawsze pomożesz! Podasz adres? Zapoznam się z wymaga....jak to się pisze? Mama mówi, że wymaganiami. xoxo" Uśmiałam się w duchu i odpisałam. W sumie ma dopiero 8 lat, ale jest bardzo mądra. Wyszłam w końcu spod kołdry i poszłam się odświeżyć. Potrzebowałam tego! Kiedy byłam już po prysznicu i umyciu zębów ubrałam się i nałożyłam na swoją twarz trochę pudru, który i tak nie był mi potrzebny oraz użyłam maskary, wzięłam torbę, komórkę i wyszłam z mieszkania. Zwróciłam się do garażu, wcisnęłam otwartą kłudeczkę na kluczu i weszłam do auta. Odpaliłam i wyjechałam. Po wejściu do pokoju nie spodziewałam się nikogo, ale ujrzałam siedzącą na krześle Rachel. Zdziwiła mnie jej wizyta, bo nie miałam dla niej żadnych informacji. Mogłam jej tylko powiedzieć, że nie ma się co martwić, ale to by nic nie dało.
- Witam Ciebie Rachel. Nie mówiłaś, że przyjdzie...
 - Ma pani jakieś wiadomości?!
- Po kolei. Poza tym, że byłam rozejrzeć się przed pani domem nic więcej nie zrobiłam.
- Ah....rozumiem...a widziała już go pani?
- Owszem. Co chciałaby pani jeszcze wiedzieć?
- Hmm...jakie będą dalsze działania? Kiedy zaczniemy coś robić?
- Wtedy kiedy pani będzie chciała i co będzie chciała.
- Ok...zacznijmy od tego, że nie pani tylko Rachel.
- Violetta. I odpowiem na twoje wcześniejsze pytanie. Tak widziałam go i z nim rozmawiałam.
- Rozmawiałaś? Po co? Myślałam, że detektyw jest bardziej...Hmm...dyskretny. - co miałam jej odpowiedzieć?! Że gapiłam się na jej chłopaka jak pierwsza lepsza? Ale w końcu powiedziałam jej prawdę...Nom...półprawdę...
- Przechodziłam obok niego, kiedy spytałam gdzie jest pracownia artystyczna. On odpowiedział i to cała rozmowa.
- Nie podrywał ciebie? - " nie no...zraniła moje uczucia...Co ja? Szmata, że miałby mnie podrywać?!"
- Nie. Zachowywał się jak porządny facet.
- Pewnie dlatego, że byliście pod domem.
- Możliwe... - dalszą część rozmowy przeszła dosyć dłuuuugo. Zaproponowała mi ten głupi test wierności, a ja głupia się zgodziłam brać w tym udział...
____________________________________
Mamy 2 rozdział, miał być dłuższy, ale jak się pisze na telefonie to zawsze wydaje się dużo. Jeśli kogoś zawiodłam to sorry. Nie wiem, kiedy dodam następny / Lady Blues

sobota, 16 listopada 2013

Rozdział 1

  Po wyjściu klientki zerknęłam na formularz, który wypełniała 20 minut: Imię i nazwisko- Louis Tomlinson Wiek- 21 lat Miejsce zamieszkania- Londyn Dokładny adres zamieszkania- ul.******** itp.itd. Złożyłam papiery w równy stosik i włożyłam do teczki. Stwierdziłam, że nie mam nic do roboty, więc zaczęłam się zbierać. Przygotowałam aparat i kilka innych detektywistycznych rzeczy. Wyszłam z pokoju i skierowałam się do recepcji. Podałam teczkę Elisabeth. Ona musiała przepisać wszystko na komputer. Na parkingu podeszłam do służbowego auta. Siadłam za kierownicą. Odłożyłam aparat obok, na siedzenie pasażera i ruszyłam na podany adres. Chciałam rozejrzeć się przed domem Rachel. Jechałam dosyć długo, bo moje biuro jest położone daleko od osiedla, na które się kierowałam. Kiedy w końcu dotarłam zaparkowałam nie za blisko domu i wysiadłam. Aparat i inne gadżety włożyłam do torby, którą założyłam na prawe ramię. Nie powiem...chatę mieli wypasioną, ale nie zauważyłam żadnych systemów obronnych. To znaczy, że dobrze wszystko było kamuflowane. Zauważyłam też 4 samochody. Wszystkie znakomitej marki, równie drogiej jak Bentley, który też znalazł się pośród aut. Ominęłam dom i poszłam dalej. Piękne osiedle roztaczało się chyba nawet na kilometry! Tam zauważyłam małe dzieci jeżdżące na swoich trzykołowych rowerkach wykorzystujące ostatnie pogodne dni. W końcu był już Październik...przypomniała mi się wtedy matka...Rozejrzałam się i przeszłam przez ulicę aż dotarłam do końca osiedla. Dalej droga prowadziła przez las. Nie pokierowałam się dalej, tylko zawróciłam. Kiedy byłam już prawie pod domem klientki usłyszałam nadjeżdżający samochód. Spojrzałam się za siebie i zobaczyłam pędzący pojazd jednoosobowy. Przejechał obok mnie i wjechał na podjazd przed domem Rachel. Wysiadł z niego mężczyzna niewiele starszy ode mnie. Musiał być to rzekomy Tomlinson. Nie dziwiłam się tej dziewczynie, że przyszła do mnie. Nie chciała go stracić, a miałaby co...facet miał widocznie kasę, był nawet, nawet...o czym ja myślę?! Nie no...zabójczo przystojny i seksowny napewno był...cholera...co za okropne myśli! O kurczę...gościu idzie w moją stronę!!! Co robić?! Przecież jestem detektywem! Wiem co robić! Ale czemu on tu idzie? Już wiem...gapiłam się na niego to przylazł i wygarnie mi co się na niego patrzę jak pies na karmę za szybą. Oj...stoi już obok mnie i mi się przygląda...niedobrze! - Jeśli mogę spytać...co tu robi taka młoda pani? - "pani? Co ja kurde jestem!" - Zgubiłam się trochę, więc chciałam spytać się gdzie jest...em...sama już nie wiem jak ta pracownia się nazywa?! - Jaka pracownia? Tu jest tylko pracownia malarska...ale dla dzieci do lat 13 - Chciałam zapisać chrześnicę. - W takim razie na ul.*******. - Ooo! Naprawdę dziękuję! Do widzenia! - Do zobaczenia! - i odszedł...na szczęście! Nie dosyć, że przystojny to miły! Nie wiem co ta dziewczyna wymyśla?! Gość jest super! Ale nie wiedziałam co on robi po nocach? Czym się zajmuje? Za niedługo miałam się dowiedzieć...ten dzień był coraz bliżej. Swoją drogą mogłam naprawdę posłać do tej pracowni moją 6- letnią chrześnicę Chloe...przecież kocha rysować i robi to bardzo ładnie...!


___________________________________
 No to kochani, mamy 1 rozdział! Dziękuję za komentarze i czekam na kolejne! Oczekujcie już niedługo 2 rozdział / Lady Blues

piątek, 15 listopada 2013

Prolog

  Pewnego dnia poszłam po prostu do biura detektywistycznego - zwykły, normalny dzień - pełno papierów do podpisania, sprawdzanie akt poszukiwanych zbójów i inne takie detektywistyczne sprawy.
  Weszłam do nowoczesnego budynku. Miejsce, zwyczajne; głównie że szkła. Przeszłam przez wielkie, masywne drzwi i przywitałam się z naszym zawsze uśmiechniętym ochroniarzem Oscarem. Zahaczyłam o recepcję i zagadałam naszą 45-letnią recepcjonistkę Elisabeth. Pomimo wieku wygląda jakby miała lat 30!
Powiedziała mi, że mam zaryczaną klientkę "grrr..." - pomyślałam - tak szczerze to uwielbiam swoją pracę, ale nienawidzę pocieszać (przede wszystkim) klientek. Pewnie chodziło o jakiś romans czy zdrady - to już dla mnie normalka.
  Skierowałam się do mojego biurowego pokoju. Po drodze spotkałam naszego szefa - Jeden z głupich szefunciów, którzy za nic na świecie nie dadzą wypłaty...w pokoju ( jak zgadłam) siedziała zasmarkana i zapłakana dziewczyna. Przywitałam ją i tradycyjnie " podałam" chusteczkę. Ona również tradycyjnie podziękowała i zaczęła ryczeć od początku.
- Jestem Violetta. W jakiej sprawie pani przyszła?
- Chłopak...(szloch)...wydaje mi się, że on...że on mnie zdradza! (płacz)
- Czemu pani tak uważa? Jakieś przypuszczenia?
- Oczywiście! Nie ma go po nocach..mówi, że musi pracować...ale, że po nocy?!
- Taaak...rozumiem. Czym się partner zajmuje?
- No i z tym jest problem! Nigdy mi nie powiedział, chociaż jesteśmy że sobą od 4 miesięcy!
- Czy zauważyła pani jakieś dziwne zachowanie pani chłopaka?
- Kiedy wychodzi z domu na noc...włącza jakieś urządzenia na jak to powiedział " obronę domu". A! I jeszcze rano - kiedy przychodzi to nic nie chce powiedzieć...napewno jakąś zdzirę ma!
- Proszę bez takich! Niech się pani uspokoi...nie płacz...em...
- Rachel.
- Nie płacz Rachel! Nie ma co się przejmować! Jestem bardzo młodym detektywem, ale jestem wpływowa i jeśli będzie pani chciała to umówimy się na działania dotyczące sprawdzenia pani partnera.
- Oczywiście, że chcę! Chciałabym jeszcze zrobić ten  test wierności...jest pani ładna - niech pani spróbuje!
- Zobaczę co da się zrobić z moim udziałem w teście wierności, a tak to niech pani na początek poda dane chłopaka. Jak się nazywa?
- Louis Tomlinson...

czwartek, 14 listopada 2013

Wstęp

  Hejka! Jestem Directioners. Właśnie ten blog jest poświęcony One Direction, a konkretniej Louis'owi Tomlinson'owi ;) Mój idol! Ale to nie taki zwykły Lou tylko bad boy. Na początek mini wstępik ;)

  Violetta jest córką nadzianego biznesmena i...ma macochę - modelkę, Emmę. Ale ojciec nie wie o tajemnicy swojej młodej żony. Ona jest...prostytutką...Tak jak w wielu przypadkach - liczą się tylko pieniądze. Nie jest to miłość prosto z serca. Emma udaje przed ojcem Violi - Henrym wielką miłość...Dziewczyna z początku wrogo nastawiona do macochy, która mogłaby być jej siostrą (29 lat) postanawia odpuścić i daję jej szansę. Ale 29-letnia kobieta skrywa też inne sekrety...Wracając do Violetty - prowadzi ona kwiaciarnię (co nie podoba się jej ojcu), ale naprawdę jest prywatnym detektywem i współpracuje z policją.
_______________________________________________________________________________
Sorry, jeśli Wstęp się nie podoba, ale Prolog może będzie lepszy ;) / Lady Blues