niedziela, 31 sierpnia 2014

Rozdział 38


*** Tydzień później ***

*** Violetta ***

  Co tu wiele mówić... Louis się do mnie nie odzywa... Chodzi jakiś taki ospały, smutny... Ale wiem, że nie tylko moja śmierć, która nastąpi za jakieś 2 tygodnie jest temu winna.
  Wczoraj rozmawiał z kimś przez komórkę. Po tym to już w ogóle się załamał psychicznie... Chciałabym wiedzieć o co chodzi...

*** Louis ***

  Zadzwonił wczoraj Zayn i spytał mnie kiedy ślub. Zdziwiłem się, a potem zrozumiałem... Zapomniałem powiadomić chłopaków pół roku temu, żeby przyjechali na wyspę. Cholera...

*** Wspomnienie ***


" [...] Przemyślałeś to?
- Tak. Bowiem zakładam rodzinę. Ale mam prośbę.
- Mianowicie?
- Jeśli będę potrzebował pomocy będę przychodził do ciebie, więc...
- Z chłopakami będziemy zawsze ci pomagać. Ja też mam prośbę...
- Jaką?
- Chciałbym z chłopakami być na twoim ślubie.
- Jest to wskazane - uśmiechnąłem się. - Ale ojciec chrzestny będzie tylko jeden.
- Wybierzecie jak będziecie uważać. Ja lecę, bo Perrie narzekać będzie...
- Masz dziewczynę?!
- A mam... [...]
- No, Malik, jestem pod wrażeniem. Życzę wam wszystkim powodzenia. Jak będą jakieś problemy to dzwoń." - Rozdział 32

*** Koniec Wspomnienia ***

*** Zayn ***

  Już bardzo długo nie odzywaliśmy się z resztą gangu do Louis'a i Violetty, którą muszę przeprosić chyba jeszcze raz za tą sytuację, która działa się rok temu... za to, że chciałem ją... zgwałcić...
  Ciekawe, czemu się nie odzywają w sprawie ślubu. W końcu Tommo obiecał mi, że będziemy świadkami, a kiedy urodzą mu się potomkowie, że jeden z nas zostanie chrzestnym. Czyżby nie dotrzymał obietnicy?
  Postanowiłem do niego zadzwonić:
Z: Cześć stary, kopę lat... Co tam u ciebie?
L: Aaa... jakoś le-leci... Tyle, że... żonka mi za-za niedługo kipnie.
Z: Jesteś pijany prawda?
L: Dwa browary to-to nie pi-pijaństwo.
Z: Jak to? Ty masz żonę?
L: No, a ja-jak inaczej?
Z: Czemu nic nie mówiłeś?!
L: Bo nie by-było ślubu oficjalnego, tylko ślub ze-ze mną, Villi i księdzem.
Z: Jesteś żonaty z księdzem?!
L: Nie deklu. Ma-am żonę, nie męża.
Z: Ale czemu nas nie zaprosiłeś?
L: Bo nie było ża-żadnych zna-znajomych tylko rodzina.
Z: A twoi starzy w końcu się odezwali?
L: Co ty... nadal mają mnie w du-du-dupie. Do-dobra.... nie chce mi się gadać... kiedyś zadzwonię.
- Czekaj! - pik, pik, pik. Rozłączył się... co za idiota... Pomóc mu z chłopakami czy nie? Mam pomysł... to go otrzeźwi.

*** Gang ***

- Zaza, ale ty jesteś pewny, że to poskutkuje? Wiesz przecież, że to nie są jego biologiczni rodzice. Nigdy ich nie poznał...
- No właśnie. I dlatego ma na święta przyjechać do niego jego rodzina.
- Mówicie teraz także o Fizzy, Lottie, Daisy i Phobe? Bo Georgia ma inną matkę, więc raczej się nie zgodzą jej wsiąść ze sobą.
- Ej? A przypadkiem on nie miał mieć w tym roku kolejnego członka rodziny?
- Chyba brata, ale mówił, że mało go to interesuje.
- Dobra. Ja do nich zadzwonię.
- Skąd masz ich numer?
- Niall, ty nieogarze... jesteśmy w najgroźniejszym gangu londyńskim. Umiemy wszystko, co jest związane z kryminalistyką i te sprawy. A tak w ogóle to nie robiliśmy żadnej akcji od ponad 8 miesięcy. Co z tym zrobimy?
- Chłopacy, sorry, ale Sophie się nie zgodzi na to..
- Perrie tak samo.
- A myślicie, że Olivia byłaby za? Co wy!
- Nie wspominając już o Alexis. Tak się o mnie troszczy, że codzień mam śniadanie do łóżka, a popołudniu masaż. Poza tym boi się o mnie jak cholera, więc... no, chyba się rozumiemy.
- Dobra, Harold, dzwoń do Tomlinsonów i tyle.
- Okey. - Styles wybrał numer, odczekał kilka sygnałów, aż w końcu ktoś odebrał. Ten KTOŚ to była mama Tommo.
- Halllooo? Pamięta pani jeszcze syna?
- Oh, no oczywiście, cóż to za pytanie! Kto mówi?
- Jego dobry kolega. Jestem Harry Styles.
- Pewnie kolega z gangu, co?
- Louis nie jest w gangu od wielu miesięcy.
- Oh, to świetnie! Jest może gdzieś przy tobie?
- Nie, ale podam pani jego numer. Albo mam lepszy pomysł. Dam pani numer jego żony.
- O jeny!! Mój syn jest żonaty!
- Tak, tak... a więc podaję numer: ***********
- Dziękuję bardzo! Do widzenia!

*** Violetta - Później ***

  Jakiś czas po telefonie od NIEbiologicznej mamy Lou zastanawiałam się, czy to dobry pomysł z tymi wspólnymi świętami... chyba tak...
  Gorzej z tym, że może mnie już wtedy nie być... co za niefart. Wiem, że to może dziwnie zabrzmi, ale pogodziłam się już z tym, że za niedługo mnie tu już nie będzie. Ale, przykra sprawa, czuję się winna... bo Louis zostanie z trójką dzieci.
  Kiedy byliśmy u ginekolożki ostatnim razem, zrobiła mi USG i wyszło, że możemy być pewni dziewczynki i chłopczyka.
  Nawet nie wiecie jakie jest to okropne uczucie, że nie poznacie swoich dzieci. Nie będziecie z nimi się starzeć. Nie będziecie widzieć, jak dorastają... Nie będziecie przy ważnych dla nich chwilach... Ah... życie...

*** Louis ***

  Zastanawiałem się właśnie jak wynagrodzić Zaz'ie i reszcie tą sytuację ze ślubem. Nie za bardzo wiedziałem jak... a może wspólne święta. To byłby dobry pomysł... Tylko Villi musiałaby się zgodzić...
  Zszedłem na parter domu i ujrzałem moją wybrankę serca, leżącą na kanapie.
  Patrzyłem i nie wierzyłem... zmieniła się... wyglądała niestety na 30, nie 20-latkę... zaczęły jej wypadać włosy, a te które zostały mają jaśniejszy odcień, skóra pobladła i jest prawie jak papier. Nie wspominając już o tym, że jest strasznie wychudzona jak na kobietę w ciąży. Co prawda Viola się nie głodzi, ale... no właśnie... ALE CO?...
- Kochanie? Mam pytanie - spytałem, a następnie usiadłem obok niej i zauważyłem, że czyta książkę pt."Gwiazd naszych wina". Potem zobaczyłem łzy, które leciały ciurkiem z jej zaczerwienionych oczu. Natychmiast starłem je z policzków.
- Nie płacz...
- O co chciałeś zapytać? - powiedziała słabym głosem.
- Czy spodziewamy się jakichś gości na Gwiazdkę?
- Tak, raczej tak.
- A czy mogliby wstąpić chłopacy?
- Nie ma problemu, mamy bardzo dużo miejsca. Tylko w takim razie spodziewaj się około 13 osób.
- Aż tyle?
- Przyjdzie moja rodzina, tw.... e chłopcy i... eee, noo jeszcze to nie jest pewne.
- Zaprosiłaś moją rodzinę, prawda?
- Em... no... nie bądź zły...
- Ale znam cię i wiem, że to nie twój pomysł. Moi kumple, prawda?
- Zadzwoń do nich i powiedz, że zapraszamy na Wigilię. - unikała odpowiedzi, skutecznie zresztą, bo dalej nie naciskałem.
- Ok. Ale obiecaj mi jedno... będziesz żyła do Wigilii i potem też. - nie odpowiedziała.

***Violetta***

  Poszłam na górę, do urządzonego już pokoju dla maluszków. Płakałam, ale po cichu, żeby nikt nic nie usłyszał.
"Tego też nie mogę obiecać...."

________________________
Okey, jest 38 rozdział. Co prawda nie spełniło się moje marzenie i nie było 20 komentarzy, ale są wakacje, więc rozumiem. Dziś jest DZIEŃ BLOGA!! Z tej okazji wszystkiego naj dla mnie i innych blogerek, haha! Rozdział trochę kijowy, no ale to norma. Next dodam jak będzie te 10 komentarzy ;) No i... w sumie to będzie chyba kurczę Epilog... ale spk, będzie długi, pełen informacji i zdarzeń :) Kurka, płakać mi się chce... Aha! Jest nowa zakładka - Obserwujcie :) - więc dodajcie tego bloga do obserwowanych :)

            10 KOMENTARZY = EPILOG
/ Lady Blues