piątek, 27 grudnia 2013

Rozdział 14

  ***Violetta***

  Po tym jak dowiedziałam się o tym, że Louis zna Emmę już tak długo, pojawiły się wątpliwości...mogłam zostać jedyną osobą w rodzinie, która nienawidziła jej...ale coś mi tu nie pasowało: 8 lat?! Lou ma dopiero 21, więc wtedy musiał mieć 13 lat...nie...nie możliwe...dlatego w jak najbliższym czasie chciałam się o to jego spytać... Idealna chwila pojawiła się podczas oficjalnego obiadu. Siedziałam naprzeciw Louis'a, a obok niego siedziała Emma. Świetnie...
- Emma... opowiesz jak poznałaś Lou?
- Jasne...miał wtedy 13 lat. No...może 14. Była Wigilia...ok. godz. 18:00. Przechodziłam obok niego i zdziwiło mnie jego zachowanie...Powinien być już przy stole wigilijnym. Zagadałam do niego i okazało się, że on nie ma...
- Nie kończ... - przerwał jej Tommo.
- Ale czemu? Nie ufasz mi? - zdziwiłam się
- No dobra...sam powiem...Villi...ja jestem z domu dziecka...
- Tak mi przykro... tylko nie rozumiem jednego. Mówiłeś, że twoja mama teraz będzie miała dziecko i ma narzeczonego, a miała już dwóch mężów.
- Ten pierwszy stwierdził, że chce mieć w domu dziecko, które naprawdę potrzebuje rodziców. Mama się zgodziła...no i proszę! Od tamtej pory jestem Louis Tomlinson! - Czemu to przede mną ukrywałeś? Znamy się już 3 miesięce! Możesz mi przecież zaufać!
- Tak, wiem...przepraszam...
  Od tamtej pory nastała grobowa cisza. Ale moment, moment! Nie wiem wszystkiego!
- Co było potem?
- Wzięłam go do domu rodzinnego jako gościa. Po tym spotkaliśmy się z trzy razy i kontakt się urwał. Poznałam twojego ojca...i siedzimy tutaj osiem lat później. - atmosfera zelżała, a mała Chloe musiała dać o sobie znać:
- Kiedy prezenty?
- Po dzieleniu się opłatkiem. Zapomnieliśmy się podzielić przed obiadem!  Kurka! - przy dziewczynce muszę panować nad słownictwem. Na samym początku składałam życzenia z Chloe. Potem był ojciec, który życzył partnera, a patrzył przy tym na Louis'a. Później Emma...życzyła mi, abym poszła w końcu na studia codzienne. (Miałam zacząć, ale pojawił się Lou).
Przyszedł czas na Tommo. Podszedł do mnie, wziął pod rękę i zaprowadził na taras. Ponieważ było bardzo zimno, ale nie było jeszcze śniegu, podał mi swoją marynarkę, którą położył na moich nagich ramionach (miałam sukienkę bez ramionczek).
- No to kochana...życzę ci wszystkiego najlepszego, zdrowia, pomyślności, radości, partnera, miłości... - musnął moje usta.
- I żebyś w najbliższym roku miała dzieci.
- Przepraszam...co proszę?
- To co słyszałaś...chyba, że chcesz szczegółową deklarację - dodał ciszej i seksowniejszym głosem.
- Em...A ja ci życzę, abyś był zdrowy, opanował się z rozbojami, pogodził się z rodziną, bo coś mi się wydaje, że jesteście skłóceni...i żebyś znalazł tą jedyną... - dobrze, że byliśmy pod osłoną nocy, bo na moich polikach wystąpił gościnnie rumieniec.
- Już ją znala...
- Nie chce wam przerywać chwili, ale chcę już otworzyć prezenty, a poza tym - ostatnio się za dużo całujecie...jesteście parą? - Chloe oczywiście musiała dorzucić swoje pięć groszy...podzieliliśmy się z Lou opłatkiem i skierowaliśmy się za dziewczynką do pomieszczenia.
- Tak...
- Ciociu...naprawdę?!
- Ale co...?
- Tak, jesteśmy parą... - powiedział zadowolony z siebie chłopak.
- Omom...! - dopiero teraz zorientowałam się o co chodzi...
- Co ty jej nagadałeś?!
- Prawdę. Przecież lecisz na mnie. To widać.
- Ty idioto! Teraz nagada ojcu...
- Twój tatulek mnie wręcz uwielbia! Kto by mnie nie uwielbiał...!
- Ja...ja cię nienawidzę!!! - cicho się zaśmiał, przyciągnął mnie do siebie i przybliżył swoją twarz do mojego ucha i szepnął:
- Jak możesz mnie nienawidzić, jak na mój widok jesteś czerwona jak różyczka. Kiedy zbliżę się do twojej twarzy chcesz, abym cię pocałował..- Przestań! - pisnęłam jak mała dziewczynka. Odpowiedział mi znowu szeptem:
- Wszystko jest prawdą. Lecisz na mnie... - przygryzł płatek mojego ucha, a odpowiedzią było ciche jęknięcie. Wziął mnie na ręce i wszedł do salonu. Wszystkie oczy skierowały się na nas. Louis na szczęście ratował sytuację.
- Możemy zaczynać. Kto będzie śnieżynką? - cała gromada spojrzała na mnie:
- No dobra, dobra... - podeszłam do choinki, zerknęłam na stertę prezentów i zabrałam się za robotę.
- Chloe, Emma, Tata, Chloe, Tommo, Chloe,
Chloe, Chloe, Emma, Louis, Tata, Chloe...ja. Koniec. To wszystko. - wzięłam paczuszkę dla siebie, usiadłam obok chłopaka i zdarłam papier, i...nie wierzę! Dostałam piękny komplet! Naszyjnik + Kolczyki + Bransoletka!
- Tato...nie musiałeś!
- Co ja? Popatrz na osobę obok ciebie! - spojrzałam na Louis'a. Uśmiechał się.
- Serio? Ty?
- Tak.
- Czym się odwdzięczę? - pokazał na swoje usta.
- Chyba śnisz...! - pokazał tym razem na policzek. Zgodziłam się, ale on jest za sprytny. Kiedy już prawie pocałowałam jego policzek, odwrócił się i zamiast w jego polik wcelowałam w usta. Pogłębił pocałunek, a ja mu oczywiście pozwoliłam.
- Louis... - powiedziałam w trakcie. - Gapią się na nas... - nic bardziej mylnego...kiedy scena się zaczęła wszyscy się ulotnili. Mruknął z niezadowolenia, że przerwałam chwilę.
- Tommo... - znalazłam sposób na odciągnięcie chłopaka. Pociągnęłam go lekko za włosy. Było to raczej złym pomysłem, bo jeszcze bardziej pogłębiał. Kiedy się w końcu odsunęłam, mogłam poczuć jak brakowało mi powietrza. Nasze klatki piersiowe unosiły się i opadały w szybszym tempie niż zwykle.
- Jest już 20:00. Jedziemy do mnie?
  Powrót trwał aż 2 godziny. W końcu przyjechaliśmy do jego domu. Chłopaków nie było ( cały czas im nie ufałam...ale nawet byli ok ). Byliśmy sami, więc trochę porozmawialiśmy i dowiedziałam się czegoś, czego się nie spodziewałam!
- Villi...to była moja najlepsza Wigilia i urodziny w jednym!
- Tak...chwila! Urodziny?! Miałeś dzisiaj urodziny?!
- Yhm...22 lata...człowiek się starzeje...
- Tylko nie mów mi teraz o umieraniu...
- Nie jest ze mną tak źle...
- Wiesz co...ale czemu mi wcześniej nie powiedziałeś?! Jak ja to spłacę?
- Violu...spędź ze mną noc...
__________________________________
Sorki za "lekkie" spóźnionko z rozdziałem, ale znowu mi zabrali fona...(comic_sad). Spóźnione Wesołych Świąt! Mam kurde refleks Matrixa (czy jak to się tam pisze). Mam parę próśb i "nie"nowości:
 
  1. Podpisujcie się pod komentarzami.
  2.  Jak macie jakąś ksywkę to wpisujcie.
  3.  Jeśli nie to podpiszcie się imieniem.

 
Posty będą się pojawiać co 3 dni.
Spóźnione życzenia też dla naszych bohaterów! Sto lat Louis! I dzień dłużej! Wesołych Świąt Natalia Vodianova! Dla waszej wiadomości - moją bohaterką jest rosyjska modelka! Co prawda w realu ma 32 lata, a u mnie ma 19, ale nie miałam na początku wątpliwości. Powiedziałam to będzie moją bohaterka i już! Przepraszam za dłuższą notkę i przepraszam za kąplikacje dotyczące spóźnionego dodania rozdziału!!! / Lady Blues^^

niedziela, 22 grudnia 2013

Rozdział 13

***Violetta***

- Gotowa? - Louis czekał na mnie. Mieliśmy jechać na Wigilię do mojej rodziny, więc się trochę denerwowałam.
- Tak. Tylko pójdę jeszcze po prezenty i jestem z powrotem. - poszłam na górę, wzięłam 4 paczki i wróciłam. Zamknęłam dom i skierowaliśmy do auta. Żadne z nas nie komentowało sytuacji w samochodzie z przed tygodnia. Było to jednorazowe i się trochę po prostu rozpędziliśmy. Moim zdaniem.
  Kiedy jechaliśmy nie rozmawialiśmy, no bo o czym...byłam cicha ze względu na pracę...
- Villi... - niedawno zaczął mnie tak nazywać. - Co ty taka smutna?
- Nie wkurzysz się jak ci to powiem?
- Nie...o co?
- Rzuciłam pracę...
- Co kur...?!
- Mówiłeś, że się nie wkurzysz...
- Ale czemu?!
- Bo nie ma dżemu...ale tak na poważnie to musiałam...odejść...bo...źle płacili...
- Aha...moim zdaniem nie tylko...co cię męczy?
- Szef...on...
- Co on?
- On mnie...
- Viola! Ty chyba żartujesz! Ta świnia coś takiego ci zrobiła?! Zabiję pedała...
- Nie...to, że mnie dotykał nie znaczy, że masz go zabijać...
- Dotykał cię?! Kiedy?!
- Przed terapią...ale przed naszym poznaniem już zaczął... - zatrzymał auto i zaparkował na najbliższym parkingu i spojrzał na mnie z furią w oczach.
- No co?! - no i poleciała łezka...
- Nie płacz...ale czemu mówisz dopiero teraz o tym? - mówił coraz ciszej.
- Szantażował mnie...że...że powie ojcu, że tak naprawdę jestem detektywem...nie mógł się dowiedzieć! Co miałam zrobić?! - wtuliłam się w jego tors i chlipałam w jego marynarkę jak w poduszkę. Na szczęście tym razem nie użyłam maskary...po chwili poprawiałam jego koszulę, którą trochę pogniotłam. On wziął moją rękę i przybliżył ją do swojego serca. Popatrzyłam na niego. Widziałam, że się nad czymś zastanawiał, pewnie myślał jak zabić tego gnoja. Poderżnąć gardło czy udusić.
- Idź na policję... - stwierdził.
- Nie mogę...że względu na ciebie. A jak cię rozpoznają?!
- Pójdę siedzieć...proste!
- Nie będziesz siedział w pudle, bo będziesz musiał kisić tam całe życie!
- To co...to tylko życie.
- Życie ma się jedno...nie stracę ciebie tak jak straciłam matkę! - znowu się rozpłakałam. Przytulił mnie. Głaskał mnie po głowie i szeptał, że będzie dobrze. Wiem czemu to robił:
- Co się stało z twoją mamą? - wiedziałam... to będzie długa historia...


***Około pół godziny później***

- W październiku w 2005 roku moja matka odeszła bez słowa. Każdy z wyjątkiem mnie wiedział, że ma kochanka. Uciekła z nim. Wcześniej przez rok paliła, piła i ćpała...załamała się psychicznie. Po wielu tygodniach szukania jej przez policję, zostaliśmy z ojcem wezwani na komisariat. Przypominam, że miałam 11 lat...powiedzieli nam, że ją znaleźli. Ja nie byłam pocieszona. Brzydziłam się nią. Okazało się, że pracowała jako prostytutka...po tym uciekłam z komisariatu. Ktoś z szkoły się dowiedział i zaczęli mówić na mnie Córka Dziwki...to cała historia... - zerknęłam na niego. Włożył kluczyki do stacyjki i ruszyliśmy do mojego dawnego domu. Cisza zapanowała już na stałe, kiedy podał komentarz:
- I wtedy pojawiła się twoja macocha? Tak?
- Yhm...podwójny ciężar...skręć teraz w tą uliczkę. Jesteśmy na miejscu. To mój dom! - kontem oka, zobaczyłam, że przełyka ślinę. To chyba ze zdenerwowania...
- Nie martw się...i nie myśl o moim szefie...jakoś to załatwimy...chodź... - on nadal siedział wpatrzony w budynek. W końcu wyszedł z samochodu, a ja za nim. Wyjęliśmy prezenty i podeszliśmy do wejścia. Zadzwoniłam i po chwili otworzył nam mój tata.
- Cześć córciu...o! Widzę, że mamy towarzystwo! Witam młodzieńcze. Jak ci na imię?
- Louis... - powiedział zmieszany, bo chyba spodziewał się srogiego tatusia. Ja też byłam zdziwiona...
- Gdzie jest Chloe?
- Na górze. Zawołać ją?
- Nie!
- Wejdźcie. Zostaw prezenty pod choinką i pójdź po Chloe.
- Spk... - odłożyłam pakunki i wróciłam. Mężczyźni rozmawiali w najlepsze, więc poszłam do pokoju Chloe. Dziewczynka wcinała właśnie czekoladę, więc kiedy weszłam myślała, że jestem Emmą. Ją chrześnicy pozwalałam jeść słodycze, ale w domu Chloe miała totalny zakaz. No chyba, że święta. Ale moim zdaniem dziewczynka teraz robiła to tak, żeby nikt się nie dowiedział.
- Nikomu nie powiesz...?
- Oczywiście, że nie. Przecież to czekolada ode mnie i obydwie miałybyśmy kłopoty. Tata prosi, żebyś zeszła na dół, więc lepiej umyj zęby.
  Po umyciu zębów Chloe podeszła do mnie.
- A jest Louis?
- Niespodzianka! - zza dziewczynki wyłonił się chłopak, ucałował i przytulił.
- Chloe. Tata cię woła. - kiedy dziewczynka odeszła, została do przywitania Emma.
- Szykuj się na zobaczenie Żmiji Lat Ośmiu! - weszłam do kuchni, gdzie Emma przyprawiała indyka.
- Witaj Violetto...
- Hej...chciałabym ci kogoś przedstawić. Louis? - chłopak wszedł i prawie mu gałki oczne nie wyskoczyły.
- No proszę, proszę...Louis Tomlinson?
- Moment. Wy się znacie?!
- Tak...
- Od kiedy?!
- Od ośmiu lat...
_________________________________
Przepraszam za taki krótki rozdział, ale przygotowania itp. Dziękuję za wyświetlenia, chociaż wiem, że stać was na więcej...mam prośbę. Jeśli komentujesz z anonima to podpisz się, bo chcę niekiedy dedykować rozdział. Pisałam to już w wcześniejszym poście, ale powtórzę:Czytasz = Komentujesz. Baaardzo proszę! To daje weny. Mam także do was pytanie. Wolicie, aby rozdziały były krótsze, a codzienne, czy dłuższe, a co 3 dni? Głosujcie pisząc w komentarzach./ Lady Blues

środa, 18 grudnia 2013

Rozdział 12

***2 miesiące później - Grudzień***

- I jak było dzisiaj?
- Louis
- Eh...tak jak zawsze... - chodziłam na terapię. Dzisiaj było moje ostatnie spotkanie z psycholożką. Nie rozmawiałyśmy tylko i wyłącznie o tamtym w domu Louis'a. Mówiłyśmy też o rozterkach miłosnych i innych takich...
- Louis...mam prośbę...
- Tak?
- Mógłbyś mnie zawieść do mojej kwiaciarni? Zamknęłam ją z 3 miesiące temu...
- Jasne! Oj..nieładnie, nieładnie...kwiatki zwiędły...jaka ulica?


***Godzinę później***

- Dawno tu nie byłam...
- Przytulnie tu, tylko tak...pusto. Na szczęście my tu jesteśmy. Może nie jesteśmy kwiatami, ale przynajmniej coś...chwila! Ty jesteś kwiatem! Violetta, violet, fiołek...
- Wolę chryzantemy, ale fiołki też mogą być...są to bardzo delikatne kwiatki...takie delikatne, że strach je dotknąć...kolor też taki delikatny...
- Zupełnie jak ty...
- Nie jestem fioletowa!
- Twoje oczy są ni to fiołkowe ni to niebieskie. A tak z innej beczku? Gdzie spędzasz święta?
- Jestem sama...na Wigilię tylko jadę do Chloe, do ojca, do macochy...
- Nie lubisz jej?
- Lubiłbyś kobietę, która jest od ciebie starsza o 8 lat, a zamiast twoją siostrą zostaje twoją macochą?
- Nie...to co z tymi świętami?
- A ty gdzie je chcesz spędzić? W końcu został tylko tydzień...u rodziny?
- Przeskrobałem trochę, więc tam mnie długo nie zobaczą...
- Coś żeś zrobił?!
- Poza tym,  że goni mnie policja to jestem grzecznym chłopcem...
- A wiesz, że dziewczyny lubią niegrzecznych chłopców?... - OMG...powiedziałam to...na głos...nie tylko w głowie...
- Tak? A jakich ty lubisz? - powoli zaczął do mnie podchodzić. Wyglądał tak seksownie! Tak...tak...ojejciu! <------ tak właśnie wyglądał "ojejciu".
- No...musi być przystojny...uczuciowy...zajmować się mną...no i taki...ogólnie opiekuńczy i kochający...
- A wiesz, że taki jestem?
- Co sugerujesz?
- Że wiem jak spędzimy święta!
- Spędzimy?
- Pojadę z tobą na tą Wigilię, a następne dni świąt spędzisz u mnie...co ty na to?
- Spk myśl...to co? Jedziemy na zakupy świąteczne?
- Jasne! Ale co z kwiaciarnią?
- Tak właściwie przyjechałam tu ostatni raz. Sprzedałam ją...
- Ale czemu?! To przecież twoje hobby!
- Hobby hobbym, ale ją chce dobrze zarabiać...
- Masz to jak w banku!
- Co?
- Detektyw w naszym gangu by się przydał...szczególnie taki WOW!
- Po to, aby zadowalać widokiem, czy coś zdziałać?
- Wolę to pierwsze! - wziął mnie za rękę i podbiegł do samochodu. Usadowił mnie na miejscu pasażera, a sam usiadł na miejscu kierowcy. Przybliżył się do mnie i...no nie! Nie mogę do tego dopuścić! Jednak się poddałam mu...
  Ujął swoją dłonią moją twarz, przejechał kciukiem po moich ustach, bawił się moimi włosami, aż w końcu powiedział:
- Chciałbym cię schrupać, ale nie mogę... - nie chciałam, aby mnie pocałował, ale rozdrażniło mnie to. "Sama to zrobię" - pomyślałam.
- Louis, pozwolisz... - uniosłam się z siedzenia tak, aby nie rąbnąć o dach i wlazłam na niego. Siedziałam na nim tak, że moje uda spoczywały na jego udach, a moje nogi położyłam jak się dało obok jego nóg. Podniósł jedną brew i uniósł moje uda i moje nogi położył tak, że spoczywały po dwóch stronach jego żeber.
- Louis...czuję się trochę dyskomfortowo. Nie wiem czy zauważyłeś, ale mam spódnicę.
- Tak? - chciał tak jak to robili chłopcy w gimnazjum. Chciał swoją rękę położyć mi na tyłku. Trzepnęłam jego dłoń i położyłam tak, aby spoczywała na mojej talli. Był coraz bardziej zainteresowany. Nie chciałam już dłużej zwlekać i bawić się w kotka i myszkę. Wpiłam się w jego usta. Delektowałam się jego smakiem. Te jego malinowe usta...aż się robi gorąco...po krótkiej chwili pogłębił pocałunek tak, że staliśmy się jednością. Z braku powietrza oderwaliśmy się od siebie. Uśmiechnął się do mnie zalotnie, jak to tylko on potrafi.
- Nie powiem...ten pocałunek dostaje 4/5 punktów.
- A czemu nie 5?
- Bo nie był po francusku...
- Nie myśl sobie...że się na to zgodzę...
- No weź...nie daj się prosić... - i bez mojej odpowiedzi tym razem on się wpił w mogę usta. Nie wiedziałam czy pogłębiać pocałunek, czy nie, więc odsunęłam się od niego. On zawiedziony spojrzał na mnie.
- Co tym razem?
- Ja...ja nie umiem...
- No to popatrz... - pocałował mnie. Pchał swój język na moje podniebienie, ale ją byłam oporna, do póki kiedy nie zcisnął moich pośladków. Nie wiem jak w ogóle tam pojawiły się jego ręce, ale moją reakcją było ciche jęknięcie. Chyba na to czekał, bo wsunął swój język, kiedy otrzymał trochę miejsca. Ja za bardzo nie wiedziałam co zrobić, ale załapałam i po chwili nasze języki tańczyły razem na jego podniebieniu. Piękna chwila...mój pierwszy namiętny pocałunek! Nagle usłyszeliśmy pukanie do okna. Stała tam starsza pani, mówiąc, że to nie dom publiczny, że jak można robić takie coś publicznie, a naszą reakcją na to było głośne parsknięcie śmiechu. Zeszłam z Louis'a, on odpalił silnik, a naszym gestem pożegnalnym dla tej babki był środkowy palec. Chyba za bardzo nie wiedziała o ci chodzi i po prostu odeszła.
- Dziękuję za taki pocałunek...
- Ja też. Daję mu 10/5.
- Czuję się zaszczycona.
- To gdzie jedziemy?
- Do domu...
- Nie na zakupy?
- Nie...jestem zmęczona...
________________________________
Nudny w kit...ostatnio dobrze wam idzie z komentarzami. Napiszcie parę, bo to motywuje. Jtr moje imieninki...pewnie będzie też rozdział.../Lady Blues




wtorek, 17 grudnia 2013

Rozdział 11

***Louis*** 

  To była chwila, kiedy mogłem zabrać jej broń! Nie miała amunicji! Podbiegłem do niej i wyrwałem z jej rąk pistolet. Dowiedziałem się o niej wszystko, ale czułem, że i tak to nie ma znaczenia. Zerknąłem w stronę Zayn'a. Był trochę blady. Nie dziwię się mu...mogła go albo zastrzelić, albo uszkodzić jakąś część ciała. Popatrzyłem na nią. Widać było, że chciałaby się wypłakać, ale uparcie powstrzymywała łzy. Patrzyła pustym wzrokiem na mulata, a kiedy popatrzyła na mnie, zobaczyłem oczy pełne bólu. Podeszła do ściany i zsunęła się na podłogę.
  Nagle usłyszeliśmy piszczenie małej dziewczynki. Violetta zerwała się z podłogi i poszła w stronę tych odgłosów. Zobaczyłem u niej lekki uśmiech i podszedłem do niej. Podbiegła do nas Chloe i mocno się przytuliła do dziewczyny, a potem podeszła do mnie i z wahaniem się przytuliła. Nie wierzę! To dziecko się teraz mnie bało!


***Chloe***

  Owszem. Byłam dopiero dzieckiem, ale wiele rzeczy rozumiałam. Wiedziałam, że mnie i ciocię porwano. Udawałam, że dobrze się bawię z chłopakiem, który jak mi wspomniał ma na imię Liam. Ja mówię na niego Liaś. Tak potajemnie...ale szczerze, bałam się tych chłopaków...oni skrzywdzili moją ciocię! Wtedy, w piwnicy...myślałam, że moja ciocia umiera! Mogłam tak pomyśleć. W końcu - była baaardzo blada, leżała na ziemi i to pomieszczenie było bardzo małe. Wiedziałam o chorobach cioci, ale przy mnie zachowywała się normalnie. Kiedy ci faceci nas wpakowali do auta bardzo się bałam...a kiedy na miejscu rozdzielili mnie i ciocię byłam przerażona! Ze mną obchodzili się jak z jajkiem, ale kiedy usłyszałam ten krzyk...moja ciocia...chce o tym zapomnieć...z początku uwielbiałam Louis'a, ale teraz...boję się go...


***Violetta***

  To był koniec...mój zasrany koniec...gdybym miała tą amunicję...ale nie miałam...no, ale co wtedy? Gdybym strzeliła, mogłabym go zabić...ale co wtedy? Ale skrzywdził Chloe...cholerne "ALE"... powiedziałam im wszystko o mnie...tego, czego nie mieli wiedzieć...czemu im to powiedziałam? Teraz będą wściekli za to, że nastała na nich detektywa...idiotycznego detektywa...który nie potrafi trzymać języka za zębami. Czułam się jak nigdy. Czułam...czułam pustkę wypełniającą mnie...czułam się jak nie powiem co...jestem głupia...tak właściwie to co ten cały Zayn uczynił? A tak...chciał mnie...no, ale, żebym go zastrzeliła,bo taki miałam kaprys?! Nie mogłam...z moich oczu wydobyła się najpierw jedna, a potem wiele łez. Szeptałam ciche "Przepraszam" i wyglądało to chyba jakbym była co najmniej psychiczna...w jednej chwili pojawiła się przy mnie Chloe. Przytuliła się do mnie i sama zaczęła szlochać. Po paru następnych sekundach siedziałam pod ścianą w towarzystwie nie tylko Chloe, ale także Louis'a, który szeptał "Dlaczego...?". Nie znałam odpowiedzi...chyba nikt nie znał. Mulat się już ulotnił, a my trwaliśmy nadal przytuleni pod ścianą.
- Violu...
- Tak?...
- Musisz iść na terapię...ona ci pomoże...
- Zwariowałeś? Pomyślą, że jestem głupia, a jak nie głupia to psychiczna! - popatrzył na mnie z nadzieją w oczach. - No dobrze...zgadzam się, ale pod dwoma warunkami. Pierwszy odwieziesz mnie teraz do domu, bo Chloe ma być o 21:00 w swoim prawdziwym domu, a drugi, że nadal będziesz że mną utrzymywał kontakt, poza tym, że dowiedziałeś się tego czego nie miałeś się nigdy dowiedzieć, ok?
- Ok. No to chodźmy.
__________________________________
Były komentarze jest rozdział. Wiem, krótki, ale umowa była taka, że mam napisać rozdział po 4 komentarzach. Zapraszam też do zakładki Bohaterowie. Znajdziecie tam nowych bohaterów, czyli gang ( w realu 1D) i Rachel Walker (w realu siostra Kendall Jenner, Kylie Jenner) moja koleżanka Ola, dla której zadedykowałam ten rozdział będzie nie pocieszona tym faktem - Kendall. Sorry za długą notkę! Next powinien pojawić się niebawem./ Lady Blues <3

czwartek, 12 grudnia 2013

Rozdział 10

***Violetta***
 
  Obudziłam się w odziwo zwyczajnym łóżku. Nikogo tu nie było. Skorzystałam z chwili samotności i rozejrzałam się po pokoju. Niby zwykłe pomieszczenie, ale to co przykuło moją uwagę, było zdjęcie. A raczej kilka zdjęć. Na jednym był niemowlak w ramionach kobiety. Przy nich stał jakiś gość, wszyscy byli uśmiechnięci od ucha do ucha. Nawet maluszek wydawał się być zadowolony. Na drugim - około 9-letni chłopak z dwójką trochę od niego młodszych dziewczynek. Uśmiechali się i wydawali się szczęśliwi...na ostatnim zdjęciu widniał chłopak i jakaś dziewczyna. Oboje mieli z 18 lat. Szczerzyli się do zdjęcia...zabolało...te wszystkie osoby...takie radosne, zadowolone z życia...a ja co? Jako uczennica klasy podstawowej miałam tylko ojca. Matka odeszła...piła, po jakimś czasie została prostytutką...Pojawiła się wtedy Emma...mogłaby być moją siostrą! Ale nie...została macochą...Po technikum zdałam maturę. Chciałam zostać policjantką. Mój ojciec wielce zakochany...po miesiącu znajomości ożenili się! Tak...to możliwe. Emma nie chciała miłości, chciała forsy. W niedalekiej przeszłości była modelką. Kiedy poznała mojego tatę, miała 20 lat, a stary - 35! Jako uczennica byłam 12-letnią druhną. Po roku urodziła się właśnie Chloe. Byłam dla niej jak starsza siostra, a nie ciocia. Ojciec jeszcze nie zobaczył, że Emma tylko jest z nim dla kasy...minęło te cholerne 7 lat od kiedy są razem...! Nic do niej nie miałam, ale...mogłaby być z parę lat starsza! Zawsze okłamywałam innych mówiąc, że Chloe jest córką mojej siostry. Prawda jest taka, że nie mam żadnego rodzeństwa. Chciałam, ale nie mam...wróćmy do tych zdjęć...kto zgodnie? Kim był niemowlak? Louis, kto był rodzicami niemowlęcia? Rodzice Louis'a. Kim był chłopiec i małe dziewczynki? Louis z siostrami (wspominał mi o nich, kiedy się poznaliśmy. Jedna ma na imię Charlotte, a druga Felicity. Louis wspomniał, że ma bardzo dużo rodzeństwa, oczywiście przyrodniego w tym właśnie Lottie i Fizzy oraz bliźniaczki Daisy i Phoebe (czyt.Fibi) i Georgia Troy. Mówił też, że jego mama z już trzecim partnerem, narzeczonym jest w ciąży [...]. Na trzecim, ostatnim zdjęciu jest oczywiście Louis i Rachel...musieli być szczęśliwi...
- Obudziłaś się? - do pokoju wszedł Tomlinson. Przysiadł na końcu łóżka i wziął mnie za rękę. Ja mu ją wyrwałam. Był zdziwiony, więc złapał poraz drugi. Kiedy ponowiłam wcześniejszy ruch:
- Ej no. Viola...co ci? - "On się mnie jeszcze pyta? Prawie zostałam zgwałcona!!! No ludzieee...". Zmieniłam pozycję i usiadłam.
- Czy ty widzisz powagę sytuacji?! Wiesz co on mógł mi zrobić?! Co by mógł zrobić Chloe?! - popatrzył na mnie że smutkiem w oczach.
- Ciesz się, że przybyłem w porę!
- Cieszę się jak nikt inny! - oczywiście sarkazm... - To wszystko twoja wina! Ty nasłałeś na mnie tych kolesiów!!!!
- Co?! Mówiłem im o tobie, mówiłem gdzie mieszkasz, ale nie nasyłałem na ciebie ich!
- To czemu na mnie napadli i mnie porwali?! Tak w ogóle to co ja tu robię... - wstałam i chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę drzwi. Nie udało mi się zajść daleko, bo chodzenie sprawiało mi niemały trud. Popatrzyłam na niego spodem łba i wyszłam. Cholera...Chloe! Zawróciłam i wpadłam na niego. Szybko się odsunęłam:
- Gdzie. Jest. Chloe?
- Zaprowadzę cię do niej.
- Ok... - wziął mnie pod ramię i poszliśmy na dół. Schody. To nie były te co w moim domu...tamte są niskie, a te?! Byliśmy chyba na drugim piętrze czy jak?! Oblał mnie zimny pot. Nie mogłam się do niego przytulić, bo czułam do niego obrazę, grozę itp. Zaczęło mi się robić duszno i słabo...on to zauważył i wziął na ręce. Miotałam się, ale był silniejszy.
- Patrz cały czas na mnie. Ok? - popatrzyłam na niego i skinęłam głową. Schodziliśmy pomału. Patrzyłam na niego, ale w pewnym momencie musiałam spojrzeć w dół. Byliśmy piętro niżej, ale dla mnie to było trochę za dużo. Wszyscy myślą, że jestem wariatką, ale miałam naprawdę wielką fobię.
- Miałaś patrzeć na mnie! - popatrzyłam na niego. Kiedy zeszliśmy pokazał się Zayn. Obdażałam go nienawiścią...przypomniałam sobie, że zawsze przy sobie mam broń! A oni mi jej nie zabrali, bo nosiłam ją za paskiem. Był to mały pistolet. Popatrzyłam na Louis'a:
- Przepraszam... - wyjęłam pistolet i mierzyłam nim w Zayna.
- Viola! Co ty robisz! - Zayn wybałuszył na mnie swoje miodowe oczy, a Louis patrzył na mnie jak na katastrofę, która miała za chwilę nastąpić.
- Co robię?! Co robię?! A co on zrobił?!
- Nie chciał...
- Też nie chciałam. Przed śmiercią chcesz coś o mnie wiedzieć? Ba! Nie ma sprawy! Imię - Violetta, nazwisko - Charms, mam 19 lat. Jestem detektywem, pracuję dla Scotland Yard*, poznałam Louis'a przez Rachel Walker, ona chciała, żebym dowiedziała się co robi po nocach, czyli czym się zajmuje. Teraz wiem kim jesteście. Kiedy Louis był u mnie w domu, przeglądał akta z dnia 19 października, morderstwo i gwałt, wiem, że to wy..Teraz wiecie prawdę o mnie, a w tej chwili zrobię to co robią zabójcy, kiedy ofiara widziała ich twarz...smaż się w piekle! - nacisnęłam spust i strzeliłam. Ale czekała mnie niemiła niespodzianka...nie wymieniłam naboi. Shit!!!

 ____________________________________
No to mamy 10 rozdział! Nie uważacie, że powoli przynudzam?! Nie wiem, czy ma sens pisanie dalej? Next pojawi się, kiedy będzie. Uwaga, uwaga! Muszą być 4 komentarze! Wiem, że to gónwo ktoś czyta, więc każdy może skomentować. Nawet jeśli nie macie konta na Google+ możecie napisać z anonima!!! Więc...CZYTASZ=KOMENTUJESZ. Jeśli ci się nie chce to niech ci się zachce, bo nie piszę tylko dla sb. Dla was też! Żeby wam się nie nudziło! / Lady Blues

wtorek, 10 grudnia 2013

Rozdział 9

- Masz mi powiedzieć, gdzie ona jest!
- Bo co mi zrobisz, słoneczko?
- Tyle, na ile mnie będzie stać! Czemu mnie tutaj więzicie? Co ja wam zrobiłam?
- Jeszcze nic, ale prawie zrobiłaś...
- Możesz mi wyjaśnić?
- Ok. - pociągnął mnie za włosy, tak że musiałam stanąć. - Tylko nie próbuj żadnych sztuczek! - wyprowadził mnie z pomieszczenia i prowadził w stronę schodów, które jak się potem okazało prowadziły na parter.


*** W tym samym czasie - Zayn ***
Zadzwonił jej telefon, który wcześniej jej zabraliśmy, żeby nie mogła się znikim skontaktować.
- Halo? Viola? Gdzie ty się podziewasz? Nie pamiętasz? Umówiliśmy się na 20:30 w kinie! Mówiłaś, że będziesz czekała w środku...
- Co? - za bardzo nie zrozumiałem. To był błąd...
- Zaza? Skąd masz jej telefon?!!!!
- Em... - naszą rozmowę przerwał krzyk. Pobiegłem w stronę tego dźwięku i oniemiałem...Niall stał z tą laską i trzymając się za krocze - chyba dostał od niej porządnego koniaka...- przypierał ją do ściany i darł się na nią. Ona płakała. Wtedy usłyszałem głos w telefonie:
- Zayn! Co to było?
- Nic...
- Jak to kur...nic?! Jadę tam!!! - rozłączył się, ale to mnie już nie obchodziło. Popodszedłem do tej szmaty i ją przejąłem od Nialla. On nadal trzymając się za krocze odszedł kuśtykając.
- Co ty do ch...robisz?!
- Gówno cię to...
- Pożałujesz tych słów!!! - powlokłem ją z powrotem do piwnicy i zacząłem rozpinać...( sami wiecie co).


***Violetta***

  Nieeee!!!!!... jestem dziewicą! Taki miał być mój koniec?!
- Zostaw mnie zboczeńcu!!! - histeryzowałam.
- Bo co? - wtedy...
- Co ty robisz?! - Zayn był mega zdziwiony...ja też, bo do piwnicy wleciał Louis.
- Zostaw ją bydlaku!!! - odciągnął mulata ode mnie i zaczął domagać się wyjaśnień:
- No słucham! Co tu się do cholery stało?! Co ona tu robi!!!? Jak do tego doszło?! - kiedy nie dostał odpowiedzi nieźle się wkurzył
- Przecież się kur...pytam!!!!
- Louis...?
- Tak? - jego głos trochę zelżał.
- Zaprowadź mnie do Chloe...
- Ona tu jest?!
- Zaprowadź... - zaczęło mi się robić duszno, bo dopiero teraz zobaczyłam, że to pomieszczenie jest bardzo małej ciasne...
- Viola? Co ci?
- Zaprowadź... - zrobiłam to,czego się baaaardzooo obawiałam. Po prostu zemdlałam...
- Ciociu!!! Ciociu!!! Nie umieraj!!!

__________________________________
Sorry za taki mega krótki, ale chciałam po prostu dodać. Naprawdę trudny dzień za mną, więc nie oceniajcie surowo tego bloga za to, że krótkie rozdziały. / Lady Blues

niedziela, 8 grudnia 2013

Rozdział 8

***Wspomnienie***


***Violetta***

  Poszłam się umyć i ubrać. Po dosyć długiej kąpieli czułam się jak nowo narodzona...ubrałam się w rzeczy wcześniej przeze mnie przygotowane i wyszłam z łazienki. Nikogo nie było w moim pokoju, więc poszłam w głąb korytarza prowadzącego na schody. W moim "biurowym" pokoju ktoś był! Nigdy nie zostawiałam drzwi otwartych...weszłam do pokoju i nie mogłam uwierzyć! Louis tu był! Shit! Popatrzyłam w punkt, na który się patrzył i zamarłam..." Morderstwo i gwałt"...
- Co ty tu robisz?
- Em...nic...nie mogłem trafić do pokoju, bo zrobiłem śniadanie - udawał, że nic się nie stało. - To co? Idziemy?
- Taaa...spoko...jasne...chodź! I nigdy, przenigdy tu nie wchodź! Pod żadnym pozorem!
- Ok...mam pytanie. - wyszliśmy z pokoju i schodziliśmy na dół, do kuchni.
- Yhm...jakie?
- Jesteś gliną?! Mówiłaś, że jesteś kwiaciarką!
- Nieeeee...mówiłam prawdę. Mój ojciec pracuje w firmie ochroniarskiej i jego kumpel często tu przesiaduje, dlatego właśnie jest pełno tych zdjęć i akt. Niekiedy to potrzebne.
- Aha...a ta plakietka?
- Sfałszowana. - musiałam kłamać...to dla jego dobra. Teraz dopiero sobie uświadomiłam, że nic nie robię w kierunku, aby dowiedzieć się co robi po nocach...i dlaczego skłamał mi, że nie ma dziewczyny? - Louis? Ty naprawdę nie masz dziewczyny?
- Nie. Od jakichś 4 miesięcy żadnej nie miałem, a co?
- Nie nic tylko... - postanowiłam zaryzykować - Taka jedna dziewczyna mi mówiła, że z nią jesteś i dlatego pytam.
- Eh...niech zgadnę...
- Rachel Walker?
- Skąd wiedziałeś?! Przecież nigdy mi o niej nie mówiłeś!
- To moja...powiedzmy była. Cały czas wierzy, że do niej wrócę. Gdzie ty ją znalazłaś?
- Raczej odwrotnie...ona znalazła mnie.
- To niemożliwe! Chodziliśmy ze sobą przez dosyć długo i było to z rok temu. Po zerwaniu wyjechała do Stanów! Kiedy z nią rozmawiałaś?!
- Hmm...no...tak z półtora tygodnia temu.
- Ciekawe co tu robi...? No...śniadanie gotowe!
- Dzięki. Nie musiałeś!
- Owszem musiał - zwróciła się do mnie Chloe - byłam głodna, a ty się kąpałaś!
- Dobra, dobra...sorka młoda... - Louis przeprosił, mówiąc, że musi zadzwonić w ważnej sprawie. Nie chciałam podsłuchiwać, ale musiałam. Poszedł w stronę drzwi wejściowych, a ja za nim tak cicho jak mogłam.
- Zaza...mamy sprawę...pamiętasz tą dziewczynę, o której ci opowiadałem? Jest trochę podejrzana...co? Przepytać ją? A myślisz, że tego nie robiłem?! Sorry muszę kończyć... Spotkamy się dzisiaj o 23:00 na High Street? Yhm...powiadom chłopaków...pa! - ruszyłam do kuchni i na szczęście zdążyłam przed nim!
- Wiesz...muszę się zbierać...
- Niee...zostań. - Chloe
- Musi iść...do zobaczenia. - pocałowałam go w policzek, na co oboje się zarumieniliśmy. Wyszedł, a ja z Chloe po 10 minutach poszłyśmy na spacer do parku. Szłyśmy wolnym tempem, nigdzie się nie spiesząc. Nagle zza moich pleców wyłoniło się czterech chłopaków, chyba w moim wieku.
- Cześć maleńka. Co tam u ciebie? - spytał mnie chłopak z bardzo kręconymi, kasztanowymi włosami i intensywnie zielonymi oczami.
- My się znamy? - pozwoli mnie zaczęli niepokoić...
- Nie. Ale możemy się poznać... - przyciągnęłam Chloe do siebie - to co maleńka...idziesz z nami?
- Chyba śnisz...zaczepcie sobie kogoś innego... - chciałam odejść, ale mi nie pozwolili. Za ramię pociągnął mnie mulat o złocistych oczach i lodowym spojrzeniu.
- Pogadamy inaczej...!
- Zaza. Uspokuj się! - Zaza? Gdzie ja to słyszałam? O Boże...Louis nasłał na mnie swoich kumpli?! Dałam mulatowi odruchowo w twarz i ciągnąc Chloe za sobą biegłyśmy, a raczej uciekałyśmy przed nimi. Daleko nie dobiegłyśmy, bo loczek mnie złapał. Shit!
- Zayn ma rację...pogadamy inaczej! - pociągnął mnie za włosy, a następnie kierował w stronę czarnego Vana. OMG! Co oni chcieli że mną zrobić? Chloe się w ogóle nie odzywała. Była przestraszona jak nigdy...chłopak wepchnął mnie do tego samochodu na tylne siedzenie. Moją chrześnicę posadził obok mnie. Inni chłopacy wsiedli do jakiejś furgonetki. Zasnęłam, dziewczynka też. Obudziłam się w jakimś dziwnym pomieszczeniu. Z pozoru wyglądało to jak piwnica, ale nie byłam pewna. Było tam malutkie okienko, zniszczony stół i jedyne światło biło od małej żarówki, widać było, że jest na wykończeniu. Wtedy otworzyły się drzwi i stanął w nich jeden z nich. Blondyn podszedł do mnie i powiedział:
- W końcu się obudziłaś. Dziewczynka czuje się dobrze. - rozejrzałam się po tym pokoju. Nie było w nim Chloe.
- Gdzie ona jest?!
- Dowiesz się w swoim czasie. - Zajesuper...porwano mnie, nie mogę zobaczyć chrześnicy...i w dodatku wiem, że to sprawka Louis'a....

sobota, 7 grudnia 2013

Rozdział 7

  ***Violetta***

  Obudziłam się i tak jak zwykle - rozciągnęłam się. Natrafiłam na coś po prawej stronie i usłyszałam ciche kur...i ja pier...spojrzałam w stronę, z której dobiegł głos i...spadłam z łóżka.
- Sorry, nie chciałałem cię przestraszyć...nic ci się nie stało?
- Niee...dzięki... - i dopiero wtedy zobaczyłam, że mam nagie nogi! Popatrzyłam najpierw właśnie na nie, a potem na niego.
- Nie, nie...to nie to co myślisz, że zrobiłem! Nie gapiłem się tam, gdzie nie powinienem...!
- A gdzie się gapiłeś?! Ty zboczeńcu! - rzuciłam w niego poduszką, ale on był szybszy i ją złapał...potem podniósł mnie z podłogi, na której przez całą rozmowę leżałam.
- Dzięki...
- Spk. I sorry...ale ja naprawdę!
- Ok...już się nie tłumacz!
- Spk...ale ja naprawdę...
- Dobrze...wierzę. Już mówiłam.
- Jasne...to ja idę zrobić śniadanie...pewnie Chloe jest głodna. Ty pewnie też...
- Tak, tak...idę się przebrać. - wstałam, skierowałam się do mojej szafy i wyciągnęłam jakiś komplet. Kiedy się odwróciłam on tam nadal stał podparty o framugę od drzwi. Teraz dopiero zauważyłam, że ma kształtny tors i bicepsy..."nie no, ja nie mogę, ciało miał po prostu zaje..." - ofuknęłam się w myślach, że o czym myślę i kolejny raz w tym dniu rzuciłam w niego poduszką, bo miał wyjść z pokoju. Tym razem on nie złapał i zgiął się w pół jakbym conajmniej walnęła go w brzuch . Po chwili, kiedy się nie odzywał odezwałam się, bo trochę zaczął mnie niepokoić:
- Ej...Louis...to tylko poduszka! Jest miękka. Nie bądź dzieckiem... - wtedy wstanął tak, że jego głowa była na poziomie moich kolan i chwycił mnie za nogi tak, że spadłam na jego plecy. Podniósł się i padł na łóżko, a ją razem z nim. Pozycja wyglądała następująco - on stał, a moje nogi były zgięte w kolanach i spoczywały na jego barkach. Ja leżałam do góry nogami oparta na jego plecach. Mega dziwna pozycja...
- Tommo...ha ha...zostaw mnie...
- Cemmuuu... - i ten jego słodki głosik...
- Bo muszę iść się ubrać...a poza tym... - wtedy weszła już ubrana Chloe i popatrzyła na nas jak byśmy byli trollami...
- Hmm...to ja może nie przeszkadzam - zasłoniła oczy rączkami i uciekła gdzieś, a po chwili znowu przyleciała do pokoju i położyła się między nami.
- Czyli wy jesteście parą? Będę miala kuzynów? Pocałujecie się tutaj i teraz? - kiedy doszła do ostatniego słowa zabrakło mi słów, żeby cokolwiek powiedzieć. Louis jej odpowiedział, niestety nie po mojej myśli:
- Tak jesteśmy ze sobą. Chcesz kuzynostwo? Napewno kiedyś będzie. Pocałunek? Spytaj ciocię, może się zgodzi - przy ostatnich słowach mrugnął do mnie zalotnie i uniósł jedną brew. Wyglądał tak...tak...seksownie...nadal na niego patrzyłam i usłyszałam kolejne pytanie Chloe.
- Ciociu? Pocałujesz go? Prrroszę! - popatrzyłam jej w oczy. Zawsze chcaiała zobaczyć jak się całuję. Wiedziałam, że od kiedy poznała Louis'a będzie chciała, aby to był mój partner...przypomniałam sobie chwile, kiedy podobał mi się chłopak, a on nie odwzajemniał uczuć. Bolało...jak cholera...popatrzyłam na Louis'a:
- Dobrze wiecie, że nigdy się nie całowałam...
- No to cię nauczę - Louis zbliżył swoje ciało do mojego. Jedną ręką objął moją talię, a drugą położył na moim policzku. Uśmiechnął się, ja do niego też. Z policzka skierował rękę na moje włosy i tam ją położył. Następnie zbliżył się do mojego ucha i szepnął:
- Napewno tego chcesz? - a ja mu odszepnęłam, że tak, że jestem gotowa. Popatrzył mi prosto w oczy, przybliżył się tak, że stykaliśmy się czołami. Zbliżył swoje usta do moich i zrobił to-  pocałunek był delikatny i taki...od serca, z miłością. Zamknęłam oczy. On też. To było piękne...usłyszeliśmy klaskanie w ręce Chloe, więc odsunęliśmy się od siebie.
- Brawo! Ładne to było! Chcę jeszcze raz!
- Kiedy indziej Chloe. Lepiej idź, bo cię potwór zje! - Louis rzucił się na dziewczynkę, a ta z piskiem wybiegła z pokoju. Chłopak dalej jej nie gonił tylko wziął mnie za rękę i przyciągnął do siebie:
- O tak...trzeba to kiedyś powtórzyć...


***Louis***

  Kiedy to powiedziałem, Violetta się zarumieniła. Położyłem rękę na jej policzku i się uśmiechnąłem. Ona spuściła głowę zakłopotana. Wsunąłem mój palec wskazujący pod jej brodę i uniosłem delikatnie do góry:
- Jestem zaszczycony całowaniem tak pięknej damy... - ucałowałem jej dłoń i popatrzyłem na nią i oczekiwałem na jej reakcję.
- Oj, no weź. Bo się zarumienię...
- Już to zrobiłaś...
- Taaak? A ty to niby nie? - popatrzyłem w lustro wiszące obok nas i rzeczywiście. Rumieniłem się jak nigdy, ale to mnie nie interesowało. Zobaczyłem nasze odbicie lustrzane. My przytuleni do siebie, ona z nagimi nogami i T-shirtem, a ja z nagimi torsem i w podwiniętych spodniach. Piękny obrazek. Ona jaka piękna...Jezu!!! Nie wierzę! Pocałowałem taką piękną istotę!
- Wyszło na moje - cmoknąłem do niej.
- Nie rozumiem...
- Mogłem ciebie w końcu pocałować!
- Nigdy nie prosiłeś...
- W snach owszem...
- Em...to może ja pójdę się umyć - popatrzyła na mnie - i ubrać. - odwróciła się, sięgnęła po wcześniej przygotowany komplet i otworzyła drzwi od łazienki - SAMA. - zamknęła za sobą. Po chwili usłyszałem lejącą się wodę. Założyłem swoją bluzkę i wyszedłem z pokoju. Skierowałem się w stronę schodów.
  W salonie w fotelu siedziała Chloe i oglądała bajkę. Zrobiłem nam śniadanie i skonsumowaliśmy wszystko w 5 minut. Potem mała znowu usiadła przed telewizorem i oglądała jakieś bajki. Poszedłem na górę i...trafiłem do pomieszczenia, do którego nie chciałem wejść, ale wyjść już nie potrafiłem. Było tam pełno zdjęć ludzi, których znałem z listów gończych...pełno teczek z aktami...i jedna najważniejsza rzecz  - odznaka, którą posiadała tylko policja lub inne takie placówki. Niczego nie rozumiałem. Ale jak? Ona? Okłamywała mnie? Po tym wszystkim co dla niej zrobiłem? Zobaczyłem otwartą teczkę i dokumentację z jakiegoś wypadku. Nie, to nie był wypadek...zobaczyłem napis dużymi literami " MORDERSTWO i GWAŁT ". Potem zauważyłem ulicę - High Street. To mi wystarczyło...no przecież!!! Akcja z chłopakami! Odbyła się na właśnie tej ulicy, tego dnia! Kim jest Violetta? No bo...
- Co ty tu robisz?! - Viola
_____________________________________
Sorry, że nie dodawałam tak długo, ale byłam na Zielonej Szkole. Jeśli mi się uda to może dodam jeszcze dzisiaj next rozdział. / Lady Blues