sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział 31

***Louis***

  Wbiegłem na komisariat skąd miałem zabrać dziewczynkę. Była zmieszana zaistniałą sytuacją. Nie wiedziała biedna co się dzieje. Dziś miałem bardzo trudne zadanie...musiałem jej powiedzieć wiele rzeczy. W tym, że jestem jej biologicznym ojcem...boję się jej reakcji, bo jest trochę za młoda, ale wykorzystam to, że jest bardzo rozumna...
- Chloe? Wszystko w porządku? Bardzo przepraszam za spóźnienie, ale Viola zemdlała...
- Jeny! Co się stało?
- Kochana...porozmawiamy w domu? Dobrze?
- Ale...zakazali mi wchodzić do domku...
- Do mojego domu malutka.
- Ale ja nic nie przeskrobałam!
- Nie chodzi tutaj o ciebie Chloe, chodzi o twoją rodzinę...
- Ok...

***Jakiś czas później***

- Jesteśmy, możesz wysiąść.
- Dobrze Lou... - jak tak sobie teraz myślę, że córka mówi do mnie po imieniu to się mega dziwnie czuję...tak jakoś...nie w sosie. Ale co mogę powiedzieć o tym, gdyby mówiła na mnie "tata"...czuję się jeszcze bardziej dziwnie...
- No to...co chcesz zjeść? - spytałem, wchodząc do kuchni.
- Umiesz robić krushersy?
- A co to takiego?
- Tak myślałam...to co?? Nauczyć cię?
- Pewnie, jakie składniki potrzebne?
- Lód, ciastko-płatki owsiane, mleko i to jaki chcesz mieć smak. Ja uwielbiam truskawkowe.
- Hm...a mogą być marchewkowe? - tak...od dzieciństwa kocham marchewki...
- Raczej bym nie polecała, bo to by nie wyszło, ale np. Kit-Katowe i Krówkowe są pyszne. No to co? Co z tego wszystkiego masz?
- Poza tymi ciastko-płatkami wszystko jest. Nawet truskawki chociaż mamy koniec kwietnia.
- To pójdziemy do sklepu i przy okazji kupimy czekoladę.
- Czekomaniak...
- Oj tam, oj tam...

***Pół godziny później***

  Kiedy mieliśmy już wszystko i czekoladę...zabraliśmy się do roboty. Dziewczynka odziała się w fartuszek Violetty, zapasała rękawy i zaczęła kruszyć lód. Następnie dodała ciastko-płatki i mleko. Na sam koniec dodała właśnie lód i wcześniej zmiksowane truskawki i wszystko zmieszała i gotowe.
- Teraz ty robisz swoje. Ale będzie beka, Haha.
- Żebyś się kochana nie zdziwiła...
- Masz 2 minuty.
- Co?!
- Czas leci...
- Dobra, dobra... - robiłem wszystko to co wcześniej Chloe. I wiecie co? Udało się!
- I co pani Krusher?
- No dobra...
- Szkoda, że nie było zakładu...
- O co?
- Czekoladę. Jeszcze nic nie jest stracone... - wziąłem tabliczkę czekolady z blatu i uciekałem przed córką.
  Ona wściekła za mną leciała i się równocześnie śmiała. Finał był taki, że Chloe wskoczyła na moje plecy i odebrała czekoladę. To było do przewidzenia...
- To co? Jemy krushersy?
- Pewnie. Zobaczysz...pokochasz je.
- Napewno. - po tych słowach zajadaliśmy ten deser i byłem bardzo zadowolony. Było to bardzo dobre. Kiedy spytałem skąd taki pomysł, powiedziała, że z KFC. Rzeczywiście, sprzedawali takie coś.
- To co teraz robimy?
- Nie mam pomysłu... - to był idealny moment.
- Chloe, a może pogadamy o zaistniałej sytuacji?
- Pewnie. Nie rozumiem, gdzie są rodzice...
- Powiem ci, ale musisz się wykazać dyskrecją i nikomu tego nie powiesz. Ok?
- Dobrze..
- A więc, twoja mama - Emma, wyjechała najprawdopodobniej z kraju, szuka ją policja. Czemu? Tutaj jest zamieszany twój prawie tata, za chwilę ci powiem czemu prawie tata. Emma zastrzeliła takiego prawie ojca Chloe...tak mi przykro...
- Może to się wydawać dziwne, ale...płakać nie będę...
- A to czemu?
- Ponieważ miałam głupie dzieciństwo. Nie mogłam chodzić do przedszkola. Kiedy poprosiłam o to, żeby wysłać mnie do szkoły, bo miałam już 5 lat, na początku nie chcieli, a potem w końcu się udało...poza tym z nikim nie mogłam się bawić...poza siostrą, której i tak w domu nie było kilka lat...
- Smutne...jest jeszcze jedna wiadomość. Wiesz, czemu mówiłem prawie tata? Ponieważ wiem, kto jest twoim prawdziwym ojcem...
- Jestem bardzo ciekawa...
- Chloe, twoim biologicznym ojcem jest....jestem ja.... - powiedziałem, ale jaka będzie jej reakcja?
  Dziewczynka przysiadła się bliżej mnie i....przytuliła. Tego się nie spodziewałem...
- Dziękuję tato...że jesteś...
- Nie wkurzasz się?
- Ja już to wiedziałam od dawna...
- Jak to?!
- Podsłuchiwałam rozmowę niby rodziców i usłyszałam, że mój tamten tata nie jest prawdziwy, że mój prawdziwy był zmuszonym nieletnim do zapłodnienia, czy jak to się nazywa...
- Akurat Emma jest twoją biologiczną matką, ale....czy nie chciałabyś, aby twoja siostra była twoją mamą? W końcu jest twoją matką chrzestną...
- Oczywiście, że chcę!! A mogę? Proszę...
- Na razie jest w szpitalu, ale jak ją wypiszą to jutro po nią pojedziemy i spytasz ją.
- Dobrze...a czemu Vio....mama jest w szpitalu?
- Chcesz wiedzieć?
- Bardzo...
- Chciałaś mieć kiedyś rodzeństwo?
- Cały czas chcę.
- Violetta jest chyba w bliźniaczej ciąży.
- A co to znaczy?
- To znaczy, że prawie za rok będzie tutaj jeszcze dwójka maluchów.
- Wow! Ale to będzie przyrodnie....
- Spokojnie kochana, bo od dziś mieszkasz z nami. Już wszystko załatwiłem.
- Super!

_____________________________________
Witam. Macie 31 i 32 za niedługo. Przepraszam za ewentualne błędy. Miałam dodać rozdział wcześniej, ale powiedziałam sobie, że najpierw zmienię szablon na blogu. Jeszcze dokładnie nwm, kiedy go zobaczycie, ale na pewno niedługo. /Lady Blues

czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział 30

- Doktorze? Co z nią?
- Na szczęście wszystko dobrze, ale mogło się to skończyć tragicznie dla dzieci. Pani Charms prawie poroniła. Proszę uważać. Widać, że jest spięta i się bardzo denerwuje. Następnym razem może to się skończyć śmiercią albo dzieci, albo pani narzeczona...wie Pan...żegnam.
- Dziękuję. - byłam podenerwowany jak nigdy...

***Wspomnienie***

- Co się dzieje?!
- Louis...boli...- No nie! Zemdlała! Cholera! Co robić?!
  Zaniosłem ją z powrotem do szpitala i zawołałem po najbliższego lekarza, bądź pielęgniarkę, nie wiem. To się dla mnie nie liczy. Tylko jej zdrowie. To ją przerosło...śmierć, dzieci, zaręczyny...muszę dać jej chwilę wytchnienia...mam nawet pomysł od kiedy się jej oświadczyłem. Może to wyjdzie...ale co jeśli ona...jeśli ona się nie zgodzi? Co jeśli to nie dojdzie do skutku?...Byłbym załamany....nie...nie mogę tak myśleć...to musi wypalić. Dobra...plan jest następujący...muszę tylko zadzwonić do chłopaków...będą na mnie wkurzeni, ale Zayn'owi się to napewno spodoba...

***Koniec wspomnienia***

***Violetta***

  Obudziłam się...cholera...głowa bardzo pulsuje...coś jest nie tak, powiem Lou...em...tylko jest mały problem, gdzie on jest? Gdzie ja jestem?! To na pewno nie jest mój dom! Zapach też jakiś taki...znajomy, ale okropny...czyżby - szpital??? Coś nie gra, boooo....ja już wyszłam ze szpitala przecież...dobra...chcę mi się spać...i jeszcze ta głowa...może to tylko sen...głowa? Ja myślę o łbie, a mnie tak napinkala brzuch, że się posrać można...
Zasnęłam...

***Chloe***

  Kompletnie nie wiem co się dzieje...panowie w odblaskowo-czarnych strojach nie chcą mnie wpuścić do domu...Rozumiem, że coś się mogło stać, ale bez przesady...do swojego domu już wejść nie można?!

***Szpital***

  Wszedłem do sali, na której leżał mój skarb. Musiałem ją zobaczyć...akurat spała, ale nic nie szkodzi, przynajmniej była przy mnie... bardzo się bałem, bo ma dopiero 20 lat...może nie jest nastawiona na ciążę tak psychicznie...? Oby tylko nie poszła na skrobankę z załamania... ile to zostało miesięcy do porodu? Hmm...tak listopad, grudzień powinna urodzić...może urodzi w moje urodziny! To byłby dla mnie prezent!
   Z zamyśleń wyrwał mnie jej słaby głos.
- Loulou?
- Tak Misiu?
- Brzuch mnie boli...co ja tu robię?
- Zemdlałaś ze zmęczenia kochanie...cholera...
- Co się stało?!
- Zapomniałem o Chloe!
- Leć po nią, mną się nie przejmuj.
- Jeśli młoda nie będzie zmęczona to przyjedziemy. Ale mam nadzieję, że jutro będziemy mogli ciebie odebrać. Kuruj się... - Pocałowałem ją, przytuliłem i poszedłem do samochodu. Dobra Tomlinson...weź się w garść...pierwszy dzień spędzony sam na sam z córką... nie spieprz tego...

_______________________________________
Witam po długiej przerwie. Bardzo przepraszam za krótki rozdział, w którym się nic nie dzieje, ale to był ten problem nie dodania rozdziału na czas....nie potrafiłam go napisać...proszę o komentarze. I tak jak obiecałam będą w tym tygodniu dodawane następne rozdziały tylko jest mały haczyk. Musi być przynajmniej 5 komentarzy. Więc...
          5 KOMENTARZY = NEXT ROZDZIAŁ
/ Lady Blues