środa, 16 lipca 2014

Rozdział 36


- O czym mamy rozmawiać?
- O NAS.
- Przepraszam za to, co powiedziałam... nie opuściłabym cię. - poszło szybko i sprawnie. To dobrze, bo już się bałam, że on sobie odpuści to wszystko. Nasze wspólne marzenia o ślubie, dzieciach i spokojnej starości. Czułam się, jakby po burzy i ulewie pokazało się słońce.
- Violu... jeszcze jedno... to miała być niespodzianka, ale stwierdziłem, że powinnaś wiedzieć. Bierzemy ślub w sobotę. - no to burzowe chmurska wróciły.
- Jak mogłeś?! Nie uprzedzając mnie?! Dlatego te całe wakacje! Jezuu.
- Nie cieszysz się?
- Pogadamy sam na sam. - weszliśmy na II piętro, do naszej sypialni jak się okazało. Ładne miejsce. Tak tu romantycznie. Co się dziwić? Czerwień i biel to świetna kompozycja barw na sypialnię.
- Przejdźmy do rzeczy. Czemu bawisz się w kotka i myszkę, co?
- Miała być niespodzianka... już mówiłem...
- A ja już wspomniałam, że to okropne, że nic nie powiedziałeś...
- Przepraszam cię Violetta, ale... im szybciej ślub tym lepiej. Potem będziesz narzekać, że będziesz miała obwisły brzuch, i że jesteś gruba...
- Tu ci przyzna rację, ale... tak ważny dzień i ja nic o nim nie wiem?
- Ślub cywilny, tylko my i ksiądz, zero wesela. Potem tylko wspólna kolacja z rodziną i to tyle.
- Skąd wiedziałeś, że chcę, żeby tak wyglądała ta uroczystość?
- Intuicja. Naprawdę przepraszam za to.
- Wybaczam, ale tylko ze względu na twoje starania i dlatego, że cię kocham.
- Dziękuję Misiu... - Dostałam całusa i po chwili zostałam sama w pokoju, ze swoimi zmatwieniami. Jest tego plus... nie muszę nic załatwiać...

***Sobota***

- Villi, nie martw się! Będzie dobrze!
- Wiem, że będzie tylko boję się tej decyzji...że potem on będzie tego żałował....
- Nie będzie...a teraz już idź. - wyszłam z pokoju, ubrana w moją suknię, buty i welon. Założyłam jeszcze naszyjnik i kolczyki w kształcie pereł. Miałam jeszcze 5 minut czasu, żeby dotrzeć do kościoła. Wystarczyły mi 3 minuty. A teraz co? Teraz stanę się prawdziwą kobietą z przyszłością...
   Weszłam do kościoła, ale.... nikogo tam nie było. Zaczynałam się niepokoić... W końcu za 2 minuty miało się wszystko zacząć...
  Okrążyłam budynek w celu sprawdzenia, czy może są na zewnątrz.
  Rzeczywiście tak było. Za kościołem znajdował się mały ogródek, a w nim altanka. Tam właśnie stali mój przyszły mąż i ksiądz.
  Podeszłam do nich, stanęłam naprzeciw Louis'a i czekałam na najważniejszy moment... przysięgę...

***

- Czy ty, Louis'ie Tomlinson'ie bierzesz tę kobietę za żonę? Czy chcesz, abyście byli na zawsze razem?
- Pragnę tego najbardziej na świecie. Czyli tak, chcę.
- A ty Violetto Charms?
- Ja też chcę być z nim. Do swoich ostatnich dni. Nigdy go nie zdradzę.
- Skoro tak mówicie to... jesteście od tej chwili parą małżeńską. Już nie będę mówił co możecie robić. Zostawię was samych i życzę powodzenia.
  Odszedł w kierunku kościoła, a my? Zrobiliśmy to, co się robi na ślubach. Pocałowaliśmy się. Następnie przeszliśmy do ogrodu, usiedliśmy na ławce i rozmawialiśmy o wszystkich chwilach spędzonych razem. O ostatnich 8 miesiącach. O imieniu, które damy dzieciom. Jeśli będą 2 dziewczynki, będą miały na imię Leilene i Lousie, a jeśli 2 chłopcy to Max i Leon. Jeśli dziewczynka i chłopiec? Napewno Louisie i Leon.
  Była też mowa o trudnych sprawach typu mój ojciec, Rachel, Emma... byłam detektywem... mogłam je znaleźć... ale co z tego jak grozi mi niebezpieczeństwo ze względu na dzieci? Nic w takim razie nie mogę zrobić...
  Lou mówił też, że dzisiejsza kolacja będzie nie w restauracji, a w naszej hotelowej willi. Wszystko już było zrobione, tylko moja mama miała te rzeczy ugotować.
  Rozmawialiśmy też o tym, że dziecko ma już trochę ponad 2 miesiące.
- Viola? Powinniśmy iść, bo zbiera się na obfity deszcz.
- Pewnie... tylko bym musiała zdjąć buty, żeby biec.
- Nie trzeba - wziął mnie na ręce, tak jakbym ważyła conajmniej 10 kg i ruszył szybkim krokiem w kierunku hotelu. Było to stosunkowo niedaleko. Zaledwie kilometr.

- Wróciliśmy! - krzyknęliśmy w tym samym czasie.
- Już jesteście? To dobrze, tylko kurczak jeszcze się musi piec 10 minut, więc idźcie się przebrać. Niech no ja tylko spojrzę... córeczko! Wybór sukni był naprawdę świetny!
- Valerie bardzo mi pomogła w doborze wszystkiego.
- A ty Louis! Świetny garnitur!
- Hmm... to.... my idziemy... - "Louis'ie, wyczuwam skrępowanie."
  Poszliśmy się przebrać w stroje wieczorowe. Założyłam czarną sukienkę bez ramiączek w  pomarańczowe wzory. Louis za to czarną koszulę opinającą się na jego dobrze zbudowanej klacie i spodnie typu dżinsy - czyli bardziej na luzie. Miało być bardziej wystawnie, ale co tam... jak dla mnie może być.
  Kiedy mieliśmy razem zejść po schodach na dół, Louis dla efektu rozpiął koszulę o  3 guziki, więc widziałam skrawek jego ciałka.
- Ty to wiesz jak zwrócić na siebie uwagę...
- Podoba ci się? - zapytał, choć znał odpowiedź.
- Bardzo.
- Chodźmy...


*** 6 miesięcy później ***

- Mężu... kup proszę dużo owoców, soki i witaminy.
- Violu? Nie przesadzasz z tymi witaminami?
- Loulou... mam za 2 tygodnie termin... dzieci są zdrowe. Chcę, żeby były odporne na wszelakie choroby. Ja zresztą też muszę być.
- Dobrze... kochanie? Chyba o czymś zapomniałaś...
- Masz urodziny za tydzień, pamiętam kotku.
- Chodzi o sprawę dzieci...ale nie tylko... zapomniałaś powiedzieć mi o ważnej sprawie... - Nie wiedziałam o co może mu chodzić, ale nagle mnie olśniło... nie kupiliśmy jeszcze wózka!
- Wózek!
- Właśnie... kiedy go kupimy?
- Jak to kiedy? Dzisiaj...
- Jestem zmęczony.... w pracy tyle się działo...szef straszył, że nas zwolni, potem kolega przewrócił się na prostej (ciota) i skręcił sobie kostkę... dostałem jeszcze tyle papierkowej roboty, że głowa mała... - Louis pracował jak normalny człowiek w normalnej pracy, a dokładniej.... w banku. Tak, w banku. Mówił mi, że studiów nie skończył (tylko zaczął), ale w technikum był i jakąś wiedzę ma. W sumie dziwię się, że go zatrudnili... bo więcej o tych sprawach raczej nie ma pojęcia.
- No to ty się połóż, a ja pójdę na zakupy, a wózek kupimy innym razem...
- Dobrze wiesz, że ci nie pozwalam. Nigdzie nie pójdziesz...! - Krzyknął. To było w tym wszystkim najgorsze... moja ciąża i jego praca przerastała go... nie dawał rady. Myślałam raz nawet, żeby gdzieś uciec... ale potem przypomniałam sobie historię mamy... że ojciec jej już nie kochał i w ogóle....Zapomniała mi tylko wtedy dopowiedzieć, że ojciec ją bił... ale teraz o tym nie chcę myśleć.
- A czemu nie? Jestem dorosła...
- Jak ja mówię, że nie, to nie! Słuchaj się mnie Violetta! - Co się z nim dzieje...?
- Co ci jest? Nigdy na mnie nie krzyczałeś!
- Kiedy chciałaś mi powiedzieć?!
- Ale o czym...?!
- Pamiętasz jak zemdlałaś w szpitalu? Jak twój ojciec zginął?
- No... hmm... coś tam było...
- I czemu mi nie powiedziałaś?!
- Ale kur^a, o czym!!
- Dobra... byłem dzisiaj u twojego lekarza, bo prosiłaś mnie o wyniki badania krwi. Dokładniej tego lekarza, który się tobą opiekował, kiedy zemdlałaś.
- No i co dalej?
- Powiedział, że bardzo mu przykro, a ja nie wiedziałem o co chodzi. Violetta... kiedy zamierzałaś mi powiedzieć, że umierasz?!

___________________________________
Witam po długiej przerwie. Przepraszam, że nie wyrobiłam się z rozdziałem w niedzielę, ale ktoś musiał kibicować Niemcom :) [tak, tak - kocham ich, haha].
Rozdział nudny, za co również bardzo przepraszam.... ale jakoś źle mi się go pisało. Tak sztucznie wyszedł.... jak widzicie z  Violetty i Louis'a może zostać tylko Louis.
MAM PYTANIE...
'SPODZIEWALIŚCIE SIĘ TAKIEJ AKCJI?'

    10 KOMENTARZY = NEXT ROZDZIAŁ
                   CZYTASZ = SKOMENTUJ
/ Lady Blues

9 komentarzy:

Unknown pisze...

Fajny tylko nwm albo go trochę nie rozumiem Ale kit a na co umiera Viola?

Anonimowy pisze...

Po części spodziewałam się takiej akcji. Mi się najbardziej podobała postać księdza w tym wszystkim, zachował pełen dystan i spokój. Poprostu był taki na luzie. Szczerze mówiąc dość dziwne było ich zachowanie zaraz po złożeniu przsięgi, również bez stresu, jakby to była zwykła randka :) Mam nadzieję, że Violę da się uratować. Niestety "mam nadzieję", a "wiem" to dwa odległe światy. No długo by tak jeszcze pisać (dla mnie zero problemu ;)
Ale nie ogólnie bardzo ciekawy rozdziała. Pełen rozrywających akcji. Zauważyłam szybką zmianę czasu, pory. Bardzo mi się to podoba :) Dobrze kończę, bo ja tak w nieskończoność mogę


Anonimowa 2001

Anonimowy pisze...

Długi :) i świetny. Zgadzam się z Anonimową 2001, że ich zachowanie tuż po przysiędze było nietypowe, wogle jak cała ceremonia. Mi również przypadł do gustu ksiądz :)

Zapraszam na bloga mojej koleżanki, ogólnie chyba są 2 autorki :

http://keep-calm-and-love-them.blogspot.com/

Nina (Anonina)

Anonimowy pisze...

Co do opinii to zgadzam się z dwiema Anonimowymi poprzesniczkami. Cała akcja rozchwiana na strzępy nadaje historii barwę i to COŚ.

Co do poprzedniego komentarza, to też polecam bloga. Autorką jest Fizzy, a druga dziewczyna jest bardziej od spraw "technicznych" i nwm na przykład pytań. Niezbyt pamiętam, jak się nazywa. Chyba Curly Girl, ale czasami też pojawią się jej prace. Na blogu są umieszcznone jej dwie i są świetne :)

Paula (pomarańczowa kicia)

Anonimowy pisze...

bardzo fajny czekam na nexta, który też na pewno będzie świetny <3
susanne

Anonimowy pisze...

Twojego bloga czytam od niedawna, ale nadrobiłam całe zalełości. Strasznie mi się spodobał :D
Poleciła mi go współautorka blog, jak niektórzy uznali "techniczna". Podobno zna Cię osobiście ;)

Anonimowy pisze...

Ja nieogar, jak zwykle. Zapomniałam się podpisać -Fizzy.

Unknown pisze...

Czy się spodziewałam takiego zwrotu akcji? Oczywiście, że nie!
Super rozdział, oby szybko był next.

Anonimowy pisze...

Twoje opowiadanie jest naprawdę dobre, czekam na dalsze rozdziały, no i weny życzę xx