piątek, 28 lutego 2014

Rozdział 25

 Wszyscy zaczęli bić nam brawo tak jak godzinę wcześniej do tańca. Podeszła do nas kelnerka i dostaliśmy butelkę wina. To było za to, że mamy w drodze dziecko, a za wygrany konkurs tańca dostaliśmy 200 funtów. Chciałam jej powiedzieć, że nie trzeba, ale Louis ciągnął mnie już do wyjścia. Był radosny jak nigdy!
- Chodź tu księżniczko. Mamy już marzec. Dziecko będzie jesienne.
- Wolałabym, żeby urodziło się nie jesienią, ale ważne, że będzie.
  Louis zbliżył się do mojego ucha i szepnął:
- Jak nie pasuje ci jesienne to zróbmy jeszcze zimowe, letnie i wiosenne. Co ty na to?
- Czemu mężczyźni zawsze myślą kutasem, a nie głową? Wiesz jakie mamy problemy rodzinne. Chwila! Skoro zgłosiliśmy się na policję to...to...oni cie znajdą!
- Nie martw się kruszynko. Nawet jak tak i pójdę za kratki i tak będę cię kochał i nigdy nie opuszczę.
- Louis...za takie coś można dostać nawet 15 lat...to kupa czasu...mały będzie miał 15 lat.
- Skąd wiesz, że chce mieć syna?
- Bo wiem, że chcesz mieć tylko jedną kobietę w swoim życiu.
- Znasz mnie na wylot. Monencik...my znamy się już pół roku skarbie. Będziemy mieli dziecko, więc ja zrobię następny krok. Ale to jeszcze nie teraz.
- Lubię niespodzianki...szczególnie...takie sexy jak ty...- szepnęłam mu do ucha.
- Zmęczona?
- Skołowana wręcz... - wziął mnie na ręce i zaniósł do samochodu. Posadził mnie na siedzeniu pasażera, a sam usiadł po stronie kierowcy. No i pojechaliśmy...jak dobrze, że już wie...lżej mi na sercu. Ale jest jeszcze tyle problemów!

***8 lat wcześniej***

  Wracałam ze szkoły. Skończyły się męczarnie! Zaczęły się wakacje! Pojadę z rodzicami do Ameryki, tak jak mi obiecali!
  Kiedy już byłam pod domem, usłyszałam krzyki. Krzyk kobiety...mama?
  Weszłam do mieszkania i po prostu nie wierzyłam! Ojciec miał rozbity nos, a mama darła się na niego. On oczywiście nie pozostawał jej dłużny i robił to samo, trzymając się za najprawdopodobniej krwawiący nos. Nie chciałam, aby mnie zobaczyli, więc ukryłam się za ścianą i nasłuchiwałam.
- Nie jesteś za grosz tolerancyjny!!!
- Byłem aż za bardzo! Ale nie chodziło o to, żebyś była prostytutką!!!
- Zgodziłeś się u prawnika!
- Mam tego dość! Wyszłaś za mnie tylko dla pieniędzy?!
- Kochałam, ale byłeś wtedy czuły, a teraz tylko klienci sprawiają, że czuję się atrakcyjna!
- Wiesz co o tym myślę?!
- No! Dawaj!
- Rozwód!
- Co?! Henry! Nie!!!
- Masz tylu alfonsów, że pieniędzy ci wystarczy!
- A Viola?
- Sąd nie zgodzi się, żeby dziwka wychowywała nastolatkę. Żebyś jeszcze ją w to gówno zaciągnęła?! Zapomnij!
- A mam was wszystkich w dupie!!! - wyszła z domu i nawet nie zauważyła, że stałam za ścianą...czy przed chwilą moja mama wyznała, że... że...mnie nie kocha?

***Louis***

  Tak słodko wygląda jak śpi. W ogóle jest słodka, ale wygląda niewinnie jak śpi. A jest taka...Hmm...jak kot. Drapieżna, ale piękna, że nie można jej się oprzeć....aww.... będę miał dzidziusia! Tylko Villi jest za energiczna i będzie się jej nudziło przez 9 miesięcy w domu....a może załatwię jej pracę w gangu?

***Violetta***

Powiedz mamie o wnuku...powiedz!...

____________________________________
Taki spontan...od dzisiaj będziecie wiedziały, kiedy next rozdział, bo w lewym górnym rogu jest odliczanie czasu. Będzie reaktywowany po każdym nowododanym rozdziale. Proszę...komentujcie! To tak motywuje!
PS: Dostałam pytanie, czemu nie dodaję Beautiful Liar. Odpowiedź jest prosta...nie mam czasu na drugiego bloga i głupio, że zaczęłam go prowadząc Hope. Niestety obawiam się, że zawieszę bloga, a reaktywuję go, kiedy skończę Hope./ Lady Blues

wtorek, 18 lutego 2014

Rozdział 24

- Louis? Kto to był?
- A...taki koleś...znaliśmy się w liceum. Zawsze rywalizowaliśmy. Kiedyś przed Rachel spodobała mi się taka dziewczyna. Kiedy chciałem jej o tym powiedzieć, okazało się, że on z nią chodzi. Byli razem od tamtego dnia. Wiem, że zrobił to specjalnie. Ale nie złamał tylko mi serca, ale również ją skrzywdził. Była dla niego kolejnym numerkiem. Przeleciał ją. Kiedy nie było jej w szkole miesiąc wszyscy zaczęli się niepokoić i jakaś jej koleżanka poszła do jej rodziców  i okazało się, że była w ciąży. Dziś jej już nie ma. Powsiesiła się. Właśnie przez niego. Widocznie go kochała...
- O Boże...to...to straszne! Ale nie myśl o tym, bo rozdrapujesz stare rany.
- Jasne. Zatańczysz? - nagle jakiś gość wszedł na ambonę za parkietem i oświadczył, że zrobią specjalnie dla przybyłych konkurs tańca.
- To co? Pokażemy im jak się tańczy naprawdę? - weszliśmy na parkiet i usłyszeliśmy od tego samego gościa, że mamy tańczyć do muzyki flamenco. Będzie ostro!
- Gotowa? - przytaknęłam i ustawiłam się do niego tyłem. Skąd wiedziałam jak zacząć taniec? Musieli puścić coś prostego, żeby ludzie potrafili zatańczyć. I teraz przypomniałam sobie jak na konkursach nigdy nie założyłam butów na obcasach. Zawsze miałam na sobie trampki. A teraz? Obcasy.

  Usłyszeliśmy pierwsze takty muzyki i oboje poruszaliśmy się z wdziękiem i gracją. Ale w tym tańcu chodzi przede wszystkim o to, żeby partnerzy byli dla siebie jak ogień i woda. Muszą być tak jakby groźni. Mówiła nam tak trenerka, ale nikt nie brał tego na poważnie. Dopiero teraz to zrozumiałam. Chodziło o chwilowy wyczuwalny dystans. Wiem kto ten taniec wymyślił. Chyba jacyś kochankowie. My się tak z Louis'em zachowywaliśmy na parkiecie. Jak koty, które ciągnie do siebie, ale udają, że są ważne. Kiedy skończyliśmy tańczyć, ludzie zaczęli bić brawo. Dopiero teraz zobaczyliśmy, że parkiet opuścili wszyscy poza nami, bo czuli, że jesteśmy za dużymi rywalami. Opłacało się chodzić dzień w dzień na trening dwugodzinny. 
  Skłoniśmy się i poszliśmy do stolika jak się potem okazało naszego.
- To co teraz robimy?
- Proponuję, abyśmy zjedli kolację i poszli na wolnego, a potem ta do domu.
- Jest to bardzo dobry plan partnerze.
- Oczywiście, że dobry partnerko. Ale teraz na serio. Świetnie tańczysz. Ile trenowałaś?
- Chyba bite 4 lata. Zaczynałam jako 10-latka. - podszedł do nas kelner i spytał czy coś chcemy. Zamówiliśmy jakieś jedzenie i wino. Ja czekałam na wolnego.
- Gdzie ten twój znajomy?
- Chyba poszedł. Słyszałem, że mu się nie poszczęściło w życiu i został mechanikiem. Zazdrośnik... zresztą mam taką piękną kobietę, że ho ho! Może pomarzyć o lepszej!
- Lou? Czy ty się mną chwalisz znajomym?
- Niewielu ich mam, ale oczywiście, że tak. - podano nasze dania, więc zaczęliśmy jeść. Kiedy wszystko było zjedzone, sączyliśmy czerwony płyn patrząc sobie w oczy.
- To co? Idziemy? Właśnie ogłosili, że ostatnia ballada tego dnia. Nie dziwię się. Zostało tylko 15 minut do północy.
- Oczywiście panie Tomlinson.
- A więc zapraszam pani Charms. - wstaliśmy i skierowaliśmy się na parkiet. Louis chwycił mnie w talii, a ja położyłam swoje ręce na jego karku. Po chwili daliśmy sue ponieść chwili i już zatapiałam się w ustach Lou. Było tak romantycznie...no to...Tommo, szykuj się.
  Obróciłam się tyłem do niego i położyłam jego dłonie na moim brzuchu.
- Louis...Jestem w ciąży.
- Ludzie! Będę ojcem! Moja kochana kobieta jest w ciąży! - no takiej reakcji się nie spodziewałam...

________________________________
Rozdział szybciej niż chciałam, ale tylko dlatego, że jtr mam dwie kartkówki, przedstawienie dialogu z koleżanką i...lekcję historii! Boję się naszego nauczciela! Trzymajcie kciuki! Mam nadzieję, że u was też jest w miarę spk. / Lady Blues

10 KOMENTARZY = NEXT ROZDZIAŁ

niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział 23

- Rozwodzą się? Kto tak postanowił?
- Raz w nocy zaczęli się kłócić i już od tamtej pory nie przestają... chyba tata. Mam pytanie.
- Tak kruszynko?
- Czy mogę z wami zamieszkać?
- Em...bo wiesz Chloe...ja na pewien czas mieszkam...
- Oczywiście, że możesz.
- Pewnie rodzice się nie zgodzą...
- Udobruchamy ich jakoś. Mała....możesz mi narysować coś? - ooo! Czyżby Louis znowu chciał rozmawiać?
  Poraz drugi tego dnia weszliśmy do sypialni.
- O czym tym razem?
- Mieszkasz u mnie, jasne? Nie dam ci wyjechać, bo cię za bardzo kocham! - łza spłynęła po jego policzku.
- Nie płacz. Bad Boys nie płaczą.
- Mogą w ważnych sytuacjach. Teraz jest najważniejsza w moim życiu. - uklękł i powiedział. - Kocham cię! Proszę zostań ze mną. Bądź moją boginią! Tęsknię za tobą! Za twoim uśmiechem,  za twoim widokiem. Za wszystkim co masz w sobie! - kolejne łzy znaczyły ścieżkę po jego policzku. Zaszkliły mi się oczy. Zostać? Czy nie? "A kochasz go?" Mówił mi wewnętrzny głos w mojej głowie.
- Kocham cię. - przytuliłam się do niego. - Tęskniłam. - wtuliłam się bardziej w tors chłopaka. "Jaki on imięśniony!". "Cicho!".
- Mogę? - Louis schylił się nade mną i nasze twarze dzieliły milimetry.
- Całuj kochanie, całuj. - wpił się w moje usta zachłannie jak nigdy. Co lubi Lou podczas pocałunku? Miętolenie włosów?
  Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Ciągnełam jego włosy, a on nie był mi dłużny i chciał pogłębić pocałunek. Pozwoliłam mu, a po chwili nasze języki tańczyły jak zwariowane. Fakt...tęsknota do niego była wielka.
- Lou...Chloe. - w tym samym czasie obróciliśmy się w kierunku drzwi. Stała w nich 7-letnia dziewczynka.
- Nic nie widziałam. - zakryła rączkami oczy i wybiegła na dół.
- I co zrobiłeś?
- Rozkochałem w sobie najpiękniejszą kobietę na świecie.
- Wiesz, że takie słabe teksty to nie ze mną?
- Chodź no tu do mnie... - położył się na łóżku i gestem wskazał, abym zrobiła to samo, co uczyniłam.
- Tęskniłem.
- Już mówiłeś.
- Będę ci to mówił do końca moich dni.
- Wtedy nie będziesz nawet pamiętał, że była taka jedna Violetta Charms, która straciła z tobą dziewictwo.
- Kochanie. Mam dużo planów co do ciebie.
- Zamieniam się w słuch.
- Wyjdź za mnie. - ukląkł.
- Może kiedyś?
- Wyjdź za mnie.
- Louis,  to nie jest śmieszne. Nie żartuj sobie.
- Nie żartuje. Wyjdź za mnie.
- Tommo, jestem zmęczona, idę się zdrzemnąć. Kiedy ten wieczór taneczny ma być?
- Obudzę cię. Zaczyna się o 22:00, a mamy dopiero ok. 17:00. Śpij Misiu.
- Powtórz to....
- Misiu...
- I Love You.
- Ja ciebie też. Idź spać.
- Ale muszę odwieźć Chloe.
- Zrobię to za ciebie. Przy okazji pogadam sobie z nimi.
- Nie rób nic głupiego.
- Oczywiście. Żebym ci się przyśnił skarbie.
- Haha! Śmieszne!
- Nagi....
-Louis! Ty świnio! Daj mi spokój! - obdarował mnie całusem i wyszedł. Oby nie zrobił niczego głupiego!

***Ok. Godziny 20:00***
- Budzimy się...słońce...Villi!
- Co jest?! Pali się?!
- Nie, ale za dwie godziny wychodzimy. Nie pamiętasz?
- Tylko 2 godziny na makijaż i w ogóle?!
- Dla mnie ty możesz wyjść tak jak jesteś.
- Żartujesz sobie?! Co ty robiłeś zamiast mnie obudzić?!
- Podziwiałem widoki...
- Nie wierzę...poszedłeś sobie na spacerek?!
- Nie muszę iść na spacer, żeby mieć piękne widoki. Mam je przed sobą.
- No weź. Dobra. Daj mi godzinkę i będę gotowa. Zajmuję łazienkę połączoną z sypialnią!
- Znowu mi się nie udało! No, ale dla ciebie wszystko.

***Trochę czasu później***

- Violetta! Mamy mało czasu!
- Już idę, już... - zobaczyłem przed sobą coś takiego, że w życiu się nie pozbieram! Takiej jej nigdy nie widziałem!
- Kochanie...
- Wyznania później. Jedźmy już. - wsiedliśmy i pojechaliśmy na wskazany adres. Na szczęście było to dosyć blisko.
  Już przy samym wejściu było widać, że to miejsce dla snobów, więc wtuliłam się bardziej w Louis'a.
- Nie bój się myszko. Będzie dobrze. Poza tym zobaczysz jak tańczę. A uwierz, jestem w tym dobry.
- Jak byłam mała chodziłam na lekcje tańca towarzyskiego i flamenco, więc nie  jestem od ciebie gorsza.
- Witam...no proszę, proszę. Jaką masz piękną partnerkę.
- Trzymaj łapy zdala od niej!
- Jasne!

__________________________________
Nieskończoność postów nie będzie, ale duża ilość na pewno. Komentujcie! / Lady Blues

sobota, 15 lutego 2014

Rozdział 22

- Pani sobie ze mnie jaja robi....!
- Nie. Jest pani w drugim tygodniu ciąży.
- To jakiś obłęd! Nie mogę być w ciąży! Przynajmniej nie teraz! Wie pani jaką ja mam sytuację w domu?!
- Pani Charms...jeśli pani chodzi o ojca dziecka, to lepiej, żeby mu pani powiedziała jak najwcześniej, bo wtedy dopiero będzie pani miała komplikacje w domu.
- A...z nim - pokazałam na brzuch. - wszystko dobrze?
- Tak. Są to pierwsze dni dziecka, ale radzę pani nie przemęczać się i przede wszystkim nie denerwować.
- Dobrze, dziękuję. Do widzenia.
- Do następnej wizyty pani Violetto.
  Wyszłam i...emanowałam spokojem. Byłam tak spokojna, że jadąc samochodem, zachowywałam się jak tzw. Elka (L). Zdenerwowani kierowcy wyprzedzali mnie, a ja jechałam swoim żółwim tempem. Jakim żółwim....40km/h to nie żółw. Teraz trzeba było się zastanowić jak powiedzieć Louis'owi. Bo to on musi być ojcem. Z nikim innym się nie przespałam. Byłam mu wierna, a on....on też. Powoli uświadamiam sobie, że on to zrobił dla mojego bezpieczeństwa. Gdybym ja musiała takie coś zrobić...  też bym mu nie powiedziała! No, bo jak? " No cześć Loulou. Chciałam ci powiedzieć, że muszę pójść do łóżka z innym. Nie mogę ci powiedzieć z jakiego powodu, ale powiem jedno. Kocham cię i robię to dla ciebie". No jakby to zabrzmiało?! Ale nie miałam więcej czasu na rozmyślania, bo właśnie wjechałam na podjazd domu Louis'a. Po chwili w progu zobaczyłam Chloe, ciągnącą za sobą Tomlinsona.
  Kiedy weszliśmy już do domu, robiłam prawie wszystko co zwykle. Tylko jedno było inne. Omijałam chłopaka. On to zauważył i mówiąc Chloe, żeby narysowała mi laurkę, zaprowadził mnie do sypialni.
- Co ci jest? Okres masz?
- W tym jest problem, że nie mam.
- No to o co ci chodzi?
- Louis, przyznaj się. Ile masz dzieci na boku?
- Żadnego. Może jestem Bad Boyem, ale nigdy żadnej nie zgwałciłem, ani nie chodziłem po burdelach, a poza tym moją pierwszą dziewczyną była Rachel.
- Wierzę. Cieszę się, że tak jest, bo....to znaczy, że jesteś prawdziwym mężczyzną. - prawie mu to powiedziałam! Zawsze wszystko robię źle. Gdybyśmy się wtedy zabezpieczyli, nie byłoby problemu zwanego dzieckiem. A jestem pewna, że się nie zabezpieczyliśmy.
- Villi. Wiem, że mnie nienawidzisz, ale chciałbym to naprawić i wierzę, że gdzieś w tobie jest ta miłość do mnie.
- Przejdź do rzeczy.
- Czy dałabyś się zaprosić na potańcówkę?
- Jasne. A jaki jest tego styl?
- Klasyczny. Suknie, marynarki itp.
- To założę sukienkę w odcieniu czerni.
- No to jesteśmy umówieni. Eh...masz już 20 lat! Stara jesteś!
- No co ty nie powiesz 22-latku?
- Ja będę zawsze przystojny, więc wiesz...
- A ja będę zawsze...hmm...podsuń mi jakiś pomysł...
- Sexi, piękna, mądra i...niebezpieczna... - szepnął.
- No, no...nie pozwalaj sobie. - zaczęliśmy się sprzeczać i łaskotać. Louis był w tym mistrzem. Wiłam się jak wąż. Ale kiedy chłopak włożył ręce pod koszulkę i chciał łaskotać mnie po brzuchu, odskoczyłam jak poparzona.
- Przepraszam Violu. Nie chciałem, abyś pomyślała, że...
- Nie, nie. Nie myślałam tak. Po prostu Lou...
- Ciociu. Skończyłam!
- Piękna! Na dobre wyszły ci te zajęcia plastyczne.
- Ale mama już mi tm nie pozwala chodzić...
- Czemu?!
- Bo mówi, że będę za często przebywać z tobą i wujkiem.
- Chloe...wiesz coś jeszcze?
- Tak. Tylko mam pytanie...co to jest rozwód?

_________________________________
Witam kolejnym rozdziałem. Chyba ostatnim w te ferie. Wow! Tylko jeden hejt! Szacun dziewczyny! Powoli kierujemy się z Hope do końca. Jeśli ktoś lubi tego bloga niech napisze w komentarzu ile chce rozdziałów, bo kochane...próbuję pisać jak najlepsze rozdziały, w sensie jak najciekawsze. Ograniczajcie się z hejtami, bo po co? I tak mam to gdzieś.
1 KOMENTARZ = CIEKAWSZY ROZDZIAŁ

poniedziałek, 10 lutego 2014

Rozdział 21

  Jak dobrze, że się zgodził! Przy okazji napisałam SMS-a ojcu, żeby Chloe przyjechała godzinę później. Zgodził się. Ale moment!
- Lou...uświadomiłam sobie coś...
- Co takiego?
- No bo złożysz zeznania, oni ją zatrzymają i przesłuchają. Skończy się to pewnie sądem...i co dalej? Co zrobimy z Chloe?
- Jest twój ojciec...
- Ale on może się załamać, że to nie jego dziecko...
- Pomyślimy potem...Violu...ty też musisz...
- Co muszę?
- Złożyć zeznania, ale też w swojej sprawie.
- Chodzi ci o mojego byłego szefa?
- Tak. Molestowanie to bardzo poważna sprawa. I jeszcze jedno...
- Tak?
- Śpisz u mnie.
- Nie. Chloe u mnie śpi i jest do jutra.
- To śpicie obie.
- Louis...bo wiesz...moje urodziny chcę spędzić z nią. To jedyną osoba, która mnie nie zdradziła...jesteśmy. To ty już idź, a ja zaparkuję.
- Ok. Masz jutro urodziny?
- Za tydzień. - po jego wyjściu zaparkowałam i skierowałam się na posterunek. Grrr...znowu sprawy typu detektyw. Lubiłam tą pracę. To było moje hobby, ale szczerze? Chyba jestem za młoda...

  Po złożeniu zeznań byłam zdruzgotana. Powiedzieli mi, że Emma może za to odsiedzieć wyrok nawet 10 lat...powinnam się cieszyć, ale...co z młodą? Mój ojciec jest...spokojnym człowiekiem, ale tego mógłby nie wytrzymać psychicznie. Ale pożyjemy, zobaczymy. Dobra. Cieszmy się, że mam za parę dni 20 lat! Cholera! Stara jestem!

***13 luty***

- Wszystkiego najlepszego kochanie! - Louis mnie pocałował. Jakby co...my nie jesteśmy razem, ale stwierdziliśmy, że Chloe za dużo przeżyła i źle by byli, gdyby widziała, że nam też nie wyszło, więc udajemy super zgraną parę.
- Ciociu...mogę na ciebie mówić po prostu Violetta? Bo chyba jesteś moją siostrą.
- Tak. Jestem. I oczywiście, możesz tak mówić.
- Zapomniałabym. To prezent od taty... - podała mi paczuszkę, a ja odeszłam na bok. Otworzyłam i...zdziwiłam się? Naprawdę? To wygląda jak...test ciążowy? Żart jakiś!
- Louis! Jestem dziś umówiona do ginekologa! Popilnujesz Chloe?
- Jasne.

***U ginekologa***

- Więc przyszła pani na badania kwartalne i USG?
- Tak. - podwinęłam dół bluzki, a ginekolożka nasmarowała mi po brzuchu tym specjalnym żelem. Następnie gapiła się na ekran wyświetlacza, który pokazywał mój brzuch od środka.
- Ma pani dzisiaj urodziny?
- Tak.
- Piękny prezent.
- Nie rozumiem...

_________________________________
Rozdział miał być dłuższy i lepszy, ale chcę skończyć bloga do urodzin mojej koleżanki, czyli 7 marca. Został mi miesiąc czasu. / Lady Blues

piątek, 7 lutego 2014

Rozdział 20

- Nigdzie nie idę!
- Skoro jej bronisz to mówię to oficjalnie. Zrywam z tobą. - wyszłam z pokoju, a następnie jego domu. Cholera! Samochód został pod klubem! Ja nie mogę... no....spacerek pieszo chyba nie zaszkodzi. W końcu, jest dopiero prawie trzecia nad ranem! (wyczuwacie ten sarkazm?). Louis nie gonił mnie. I dobrze. Chciałam pobyć sama. Zeszłam na alejkę i szłam nią dopóki nie spotkałam się z ulicą. Było bardzo mało samochodów. Przeszłam przez ulicę i szłam dalej chodnikiem.

***Jakiś czas później***

  Na szczęście już byłam w domu. W klubie ludzie szaleli, ale ja nie miałam na to ochoty. Byłam śpiąca, więc cud, że dojechałam na miejsce bez szwanku.
  Poszłam pod szybki prysznic i przebrałam się w piżamę, którą  znalazłam w szafie, która jak się okazało nie była całkiem pusta. Położyłam się do łóżka i nawet nie wiem, kiedy odpłynęłam w krainy Morfeusza.

***Louis***

  Przez jakiś czas nie mogłem zasnąć. W głowie miałem to jedno zdanie: "Zrywam z tobą". Byłem taki nieogarnięty, że nawet nie zauważyłem, kiedy Villi wyszła. Nie chciałem z nią gadać, bo tak szczerze to mnie wkurzyła... Chociaż? Trochę racji miała. Czemu mi się takie coś przydarzyło, a nie komuś innemu?! To straszne.
  Od natłoku myśli trochę rozbolała mnie głowa, ale kiedy w końcu poszedłem spać wszystko było w normie. Prawie wszystko...nie spała ze mną kobieta tylko byłem sam.

***Chloe***

Jak ja mogę spać, jak oni się całą noc kłócą?! Chyba o mnie zapomnieli. Tym lepiej. Zakradnę się do nich i posłucham o co tyle krzyczą.
  Wyszłam z łóżka i na palcach zeszłam po schodach na dół.
- Ale jak mogłaś zrobić to córce?!
- Violetta nie jest moją córką i dobrze o tym wiesz! Chloe jest naszym dzieckiem, ale ona nie!
- Twoim.
- Nie rozumiem...
- Chloe jest twoim dzieckiem nie moim...kiedy chciałaś mi o tym powiedzieć?
- Em...em...Henry! No bez przesady!
- Jak myślisz? Od kiedy wiem?!
- Od teraz.
- Nie! Od zawsze! Po porodzie zrobiłem test ojcowski. I co wyszło? 1%!!!! 1, a nie 100%!!! Kto jest ojcem?!
- Louis...
- Jak Louis? Chloe ma 7 lat, a on 22!!! To zaledwie 14,15 lat różnicy! Nie jest taki.głupi!
- Zmusiłaś go...wiesz, że to jest karalne?!
- Wiem. Zostawmy ten temat.
- Dobrze. Odpuszczę ci, ale tylko jeden raz. Jutro pogadamy. - schowałam się we wnęce, żeby mnie nie widzieli. Przeszli obok i weszli na górę. Nawet już chyba nie sprawdzali czy śpię... Idę spać. O! Jutro chyba sobota. Sobota, czyli nocowanie u cioci! W sumie to moja siostra...kto kazał mi na nią mówić ciocia? A tak...mama... ile ja bym dała za to, żeby Viola była moją mamą...

***Violetta***

  Robiłam śniadanie. Dzisiaj spotkanie z Chloe. Ciekawe kto ją przywiezie? Bo jeśli to będzie Emma to ją chyba zastrzelę!
  Nagle usłyszałam telefon. Odebrałam.
- Halo? Viola? Przemyślałem to i chcę to zgłosić na policję.
- Louis. To świetnie! Tylko czemu mi o tym mówisz?
- Bo chcę, abyś była świadkiem.
- Ok. Tommo. Przyjedź do mojego domu. To nie rozmowa ns telefon.
- Spoko. Będę za godzinę.

______________________________________
Jakie miłe komentarze pod wcześniejszym rozdziałem! Dziewczyny! Nie krępujcie sie! Czemu z anonima? Ale teraz na serio. Nie podoba ci się? To nie czytaj! Mówię na prawdę i nie, nie zawiesze bloga. / Lady Blues

czwartek, 6 lutego 2014

Rozdział 19

- Nie wierzę...po prostu nie wierzę... nie spodziewałam się tego po tobie Tomlinson...
- Kochanie...
- Masz tu swoje kochanie! - pokazałam na moją macochę.
  Wybiegłam z pokoju. Nie fatygowałam się zabraniem rzeczy. Jaki fart, że mój samochód był na podjeździe! Weszłam do niego i wyjechałam z posesji. Jadąc łamałam wiele przepisów, ale chciałam być już w domu. Mieszkałam na osiedlu, gdzie było wielu ludzi, więc musiałam przecisnąć się przez dużą ilość samochodów. Kiedy w końcu dotarłam na miejsce, nie miałam co że sobą zrobić, więc postanowiłam pojechać do....ojca. Był w domu, a jego kobieta go zdradza. Zarąbiście!

***Godzinę póżniej***

- Cześć tato. Miło cię widzieć.
- Cb też, ale Viola!  Jest pierwsza nad ranem! Co tu robisz?!.- weszliśmy wgłąb domu, zdjęłam płaszcz i musiałam zacząć jakoś tą rozmowę, więc...
- Gdzie jest Emma?
- Śpi u koleżanki.
- Tak ci powiedziała?
- Nie. Ja to wiem.
- Ojciec!  Czy ty naprawdę jesteś ślepy?! Ona cię zdradza!
- Nie zdradza mnie. To, że uśmiechnie się  do innego, nie znaczy, że zdradza...
- A jak śpi z nim i robi "to coś"?
- Viola. To nie twoja sprawa.
- Oczywiście, że moja, bo zdradziła cię z Louis'em!!!
- Co proszę? Współczuję.
- Współczuję? To wszystko?! To był mój jedyny prawdziwy partner! Kocham go!!!
- Violetto. Chciałem ci to dawno powiedzieć.
- Będziesz miał kolejnego dzieciaka?
- Nie. Chodzi o to, że... ja wiem, że Emma chodzi z innymi do łóżka. Wiesz, że jestem od niej starszy i zgodziłem się na warunek, że będzie mogła sypiać z innymi.
- Moment. Jak się zgodziłeś?! Ty...
- Tak. Podpisałem Pakt Seksualny.
- O Boże. Coś ty zrobił...kobieta ma być wierna, a nie sypiać na lewo i na prawo!
- Zauważyłaś jak ubiera się Emma, kiedy idzie do pracy?
- Miniówki, sukieneczki i futerka...aż się dziwię, że jej na to pozwalasz.
- Ja nie mam wyboru. To jej szef tak karze.
- Widać, że ją już przeleciał.
- To na pewno. Emma się puszcza...
- To już wiem.
- Za pieniądze.
- O kur...jest dziwką?!
- Yhm,..
- Jesteście bardziej poje....niż mi się wydawało! Nienawidzę was! - chwyciłam w biegu kurtkę i wsiadłam do samochodu. Pojechałam. Wiem jak się im wszystkim odpłacę...skręciłam w uliczkę, gdzie był klub. Miałam na sobie strój dyskotekowy, więc spoko. Wpuścili mnie, chociaż nie stałam w kolejce. Zachowywałam się jak VIP.
- Przejście! - krzyknęłam kiedy nie mogłam przejść przez tłum. Chłopak przede mną się odwrócił. Znam skądś tę mordkę.
- Viola?
- Harry?
- Co tu robisz?
- Ja się mszczę.
- Na kim i po co?
- Louis mnie zdradził, więc teraz chce go. A ty co tu?
- Ja mam podobnie. Wkurzyłem się na niego, bo dostałem najmniej nagrody za napad, a zrobiłem najwięcej. Teraz tu na niego czekam.
- A chcesz może go powkur...?
- Pewnie!
- To mam pomysł. Tylko musisz się zgodzić.
- Wal.
- Będziemy udawali, że jesteśmy razem i...
- Tańczyć i całować się?
- Nie zgadzasz się?
- Jak dla mnie bomba!
- To spoko. Na kiedy się z nim umówiłeś?
- Powinien być za 5 minut.
- No to do dzieła. - zaprowadził mnie do loży, w której miał spotkać się z Tommo i posadził mnie sobie na kolanach. Ja dodatkowo podciągnęłam dół sukienki tak, że był na wysokości górnej partii moich ud. Styles zdjął krawat i poluźnił sobie kołnierzyk tak, że było widać jego tatuaż. Ja rozpuściłam włosy i je trochę rozczochrałam. Na sam koniec zaczęliśmy się całować. Całowaliśmy się bardzo namiętnie. Harry położył jedną dłoń na moim tyłku i ścisnął, a drugą robił kółka na moim udzie. Ja swoją dłonią lekko ciągnęłam za jego kasztanowe loki, a drugą opierałam o jego tors. Musiało to wyglądać komicznie! Nagle usłyszeliśmy otwieranie drzwi.
- Sorry za spóźnienie...Viola?! - a więc przedstawienie czas zacząć...
- Louis? Co tu robisz?
- To ja się kur...pytam!
- Bawię się z Harry'm. - znowu zaczęliśmy się całować.
- Ty skur...zabieraj te łapy od mojej kobiety!
- Jakiej twojej?! Popatrz. - wzięłam ręce Hazzy i położyłam na pośladkach. On jak na zawołanie ścisnął je. Louis był taki wkur..., że podbiegł do nas, wziął mnie za ramię, kopnął loczka w brzuch i razem ze mną wybiegł z klubu. Wepchnął mnie do samochodu i ruszył.
- Wypuść mnie!
- Nie. Puszczalska...
- Ja? A ty to co?!! Ja z nim tego nie robiłam, a ty z tą zdzirą tak!
- Miałem powód. Jak przyjedziemy do domu ci powiem.
- Nie chcę wyjaśnień!
- Cicho!
- Sam bądź cicho fagasie!
- Jak ty do mnie powiedziałaś?!
- Tak jak słyszałeś!!! - nagle gwałtownie skręcił (byliśmy już w na jego ulicy). Wziął mnie na ręce i przerzucił mną tak, że byłam jak worek ziemniaków. Zablokował samochód i skierował się w stronę jego domu.
- Puść mnie idioto!!! - nie odpowiedział. Wszedł do mieszkania i poszedł ze mną na górę. Rzucił mnie na łóżko.
- A teraz słuchaj, bo wiesz co ci zrobię. - nie chciałam, aby mnie wykorzystał, więc siedziałam cicho.
- Pamiętasz święta?
- Tak.
- Emma i ja opowiadaliśmy ci moją historię z dzieciństwa.
- Yhm.
- Była prawdziwa poza jednym szczegółem. Spotkałem się z nią więcej razy niż myślisz. Ostatnie spotkanie odbyło się kiedy miałem 14 lat.
- Po co mi to mówisz?
- Bo...
- Policz sobie ile mam.teraz lat, a ile wtedy. Wynik? Ok. 7 lat temu. A ile ma Chloe?
- Siedem.
- Zbieg okoliczności?
- Nie sądzę.
- Ja też nie. Bo my wtedy to zrobiliśmy. Byłem niepełnoletni. Ona mnie zmusiła, bo była prosty....
- Wiem. Ojciec mi mówił. Ona....to był szantaż?
- Tak. Mówiła, że pomagała mi tyle, że muszę się odpłacić, no i zaproponowała to...
- Boże....wiesz, że to gwałt?
- Wiem. Ale nie poszedłem z tym na policję. Nie pozwoliła mi. A dzisiaj dowiedziałem się, że...
- Chloe to nie córka mojego taty, tak?
- Tak mi powiedziała. Kolejny szantaż.
- Jaki?
- Że tobie powie i po naszym związku. Ale ja nasz związek brałem na poważnie. Zgodziłem się. Również ten gość, który napadł nas wtedy, dowiedział się i tym i chciał zrobić to samo. Zapłaciłem.
- Jesteś idiotą.
- Czemu? Zmusiła mnie!
- I tak bym się dowiedziała... - zaczęłam płakać. Podszedł do mnie i mnie objął.
- Louis...idziemy z tym na policję.

_________________________________
W końcu 19! Sorry za zwłokę! Akcja się trochę rozkręca. / Lady Blues <3